Start arrow Nasza nauka arrow Dlaczego jesteśmy ważni?
 
 
Dlaczego jesteśmy ważni? Drukuj
07.01.2007.

1 Kor:13,13 Teraz więc pozostaje wiara, nadzieja, miłość,
te trzy; lecz z nich największa jest miłość.


Lubię obserwować ludzi. Widzę ich odwagę, miłość i hu­mor. Ludzie nauczyli mnie wielkiej lek­cji, której nie nauczyłbym się bez ich pomocy, i co ciekawe większość z nich nie lęka się umierania, większość lęka się tego, że nie żyła. To nie perspektywa śmierci ich przeraża. Ludzie się z nią godzą jako z nieuchronnym fak­tem. Bardziej przeraża ich lęk spowodowany poczuciem własnej znikomości, urodzili się, żyli i pewnego dnia muszą odejść bez śladu. Wcale nie pragną nieśmiertelności. Nieśmiertelność była­by jak czytanie dobrej książki lub oglądanie dobrego filmu, które nie mają zakończenia. Większość dobrze rozumie, że ich ży­cie musi mieć początek, środek i koniec. Lecz z desperacją prag­ną żyć tak długo, by móc swe życie wyprostować i mieć poczu­cie, że zrobili w nim coś wartościowego, choćby było ono bar­dzo krótkie.

Milan Kundera ujął to następująco: „Każdemu trudno jest pogodzić się z faktem, że zniknie nie, usłyszany i nie zauważony w obojętnym wszechświecie". Myślę, że Mark Twain w Przygo­dach Tomka Sawyera, opisując wrażenia chłopca obecnego na własnym pogrzebie, dotknął uniwersalnego problemu,: Co będą myśleć o nas ci, których opuścimy? Czy będzie im nas brakować i czy znajdziemy pociechę w świadomości, że wywarliśmy na nich pięt­no? Wielu ludzi chce dokonać wielkich lub straszli­wych czynów, by sprawić, że zostaną dostrzeżeni i będzie się o nich pamiętać po śmierci. Inni szukają w religii zapewnienia, że nie są obojętni dla innych.

Historia życia Jakuba opisana w Biblii jest dla mnie niesamowitą kopalnia mądrości. Ostatnie lata swego życia Jakub wiódł w wygodzie. Mieszkał w Egipcie u swego ulubionego syna sprawującego jeden z naj­ważniejszych urzędów w państwie, otoczony dziećmi i wnuka­mi. W czterdziestym ósmym rozdziale Księgi Rodzaju czytamy, że pewnego dnia Jakub wysyła wiadomość do Józefa: „Zważ, iż twój ojciec jest chory”. Jest to fakt bardzo ważny dla żydowskiej tradycji. Jakub jest pierwszą postacią, o której chorobie jest mowa w Biblii. Przedtem nie znajdziemy w niej wzmianek o chorobach lub utracie sił na starość, bo dusza w jednej chwili opuszczała ciało i ludzie umierali. Jakub modlił się do Boga, by uprzedził go o zbli­żającej się śmierci, aby miał czas na uporządkowanie ziemskich spraw i przygotowanie swojej rodziny do radzenia sobie bez niego.

Józef przybywa do ojca. Jakub wspomina różne zdarzenia ze swojego życia. Żył długo. W wieku, gdy inni starcy nie opusz­czali granic swego miasta, on zamieszkiwał w trzech krajach. Poznał dostatek i smak ubóstwa, słodycz triumfu i gorycz prze­granej, lecz gdy spoglądał wstecz na swoje życie, dwa wspom­nienia wyraźnie wybijały się na pierwszy plan. Pierwszym była noc, gdy objawił mu się Bóg i zapewnił go, że mimo wzlotów i upadków rozwinie się i stanie się dobrym człowiekiem, który wpłynie na losy rodziny i społeczności. Drugie wspomnienie dotyczyło tego, co czuł, gdy szczerze miłował inną osobę. Tą osobą była Rachela, matka Józefa, która zmarła przed wielu laty. Jakub przekonał się, że miłość i pamięć są silniejsze od śmierci i że wspomnienie umiłowanej żony towarzyszyło mu do końca jego dni.

Czytając wiem, że Jakubowi udało się wyprostować ścieżki swego życia. Dobroć i miłość niosą ze sobą doświadczenia, któ­re pozwalają wierzyć, że nasze życie liczyło się i nie było bez sensu. Jakub mógł z wielką satysfakcją pomyśleć, że udało mu się przezwyciężyć błędy młodości i moralne kompromisy i że stał się dobrym człowiekiem. Mógł też radować się faktem, że jego dobroć zmieniła innych na lepsze. Nie mógł przewidzieć, że jego potomkowie dadzą światu Biblię, dekalog, proroków, psal­my i na koniec Mesjasza. Miał jednak uzasadnione podstawy, by sądzić, że każdy człowiek, który wybierze szczodrość — zamiast samolubstwa, i szczerość — zamiast nieuczciwości, jest orędownikiem dobroci i prawdy.

Młody Jakub uważał, że aby odcisnąć piętno, musi mieć przewagę nad innymi, nad swoim ślepym ojcem i głodnym, prostodusznym bratem. Myślał, że jeśli odkryje sła­bość drugiego człowieka i ją wykorzysta, zwycięży, pokonując swego rywala. Lecz gdy Laban rozpoznał słabość Jakuba i wykorzystał ją, by go oszukać, Jakub zaczął zmieniać swoje na­stawienie. Patrząc na Labana, miał wrażenie, że widzi swoje zwierciadlane odbicie, i nie przypadło mu do gustu to, co zoba­czył. Jakub w głębi jest zacnym człowiekiem, który nie chce, by inni o nim źle myśleli — tak jak on zaczął myśleć o Labanie. Nie chciałby uchodzić za człowieka, który uczyni wszystko, by przechytrzyć innych, nawet swego siostrzeńca. I nie chce żyć w świecie, w którym wszyscy postępowaliby tak jak Laban.

Jest taka stara historyjka o miasteczku, w którym szykowano się do zabawy noworocznej. Każdy mieszkaniec miał przynieść ze sobą butelkę wina i wlać ją do beczki stojącej na rynku. Wino miało być dla wszystkich, aby mogli hucznie świętować nad­chodzący rok. O północy ojcowie miasta zaprosili mieszkańców ze szklanicami. Jednak, gdy wznieśli toast, szybko przekonali się, że w beczce jest w zasadzie woda. Wszyscy mieszkańcy wpadli na ten sam pomysł,: jeśli każdy mój sąsiad przyniesie bu­telkę wina, to nikt nie zauważy, że ja przyniosłem butelkę wody.
W „miasteczku Labanów" wszyscy byliby oszustami skutkiem, czego wszyscy byliby również ofiarami oszustwa. Podobnie jak kłamcom wierzy się tylko, dlatego, że większość ludzi jest prawdomówna, tak, aby oszustwo się powiodło, oszuści muszą liczyć na uczciwość swoich bliźnich. Ludzie dobrzy żywią nadzieję, że inni postępują tak samo jak oni, natomiast Labanowie tego świa­ta liczą na to, że tylko oni są na tyle sprytni i podstępni, że uda się im wszystkich przechytrzyć. Gdyby tak wszyscy postępowa­li, wszyscy byliby tak samo poszkodowani. Postępowanie ludzi dobrych rzadko jest tematem nagłówków prasowych.

Jakub pojął, że inni nie muszą przegrywać, by on mógł wy­grać. Nie musisz dokonywać wielkich czynów, aż takich, o któ­rych będą mówić tytuły gazet, by zmienić swoje życie na lepsze.

Chętnie czytuję powieści szpiegowskie Johna le Carrego. Cenię jego pisarstwo za mistrzowskie opisy intryg i wnikliwość, z jaką przedstawia moralną niejednoznaczność zagadnienia szpiegostwa. Podczas gdy w większości tego typu książek, szpie­dzy zazwyczaj portretowani są jako szlachetni rycerze walczący ze złoczyńcami o szczytne ideały wolnego świata, bohaterowie powieści le Carrego przedstawiani są jako jednostki niedosko­nałe i błądzące, a ich dobroć wyraża się jedynie w tym, że nie są pewni świata, w którym nie zawsze jest dla nich jasne, co jest słuszne, a co nie. Podziwiam warsztat le Carrego i lubię jego po­wieści, gdyż dają wiele do myślenia.

Jedna z nich — wzruszyła mnie. Opisał w niej zmagania brytyjskiego agenta, Smileya, z jego przeciwnikiem zza żelaznej kurtyny o imieniu Karla. Karla był sprytniejszy od Smileya i zawsze uprzedzał jego działania. Smiley dowiedział się, że Karla ma psychicznie chorą córkę. Postanawia przeznaczyć pewną część swojego budżetu szpiegowskiego na umieszczenie jej w szwajcarskim sanatorium, co byłoby wbrew sowieckiemu prawu. Następnie Smiley stawia Karli ultimatum: albo przejdzie na stronę brytyjską, w zamian za co jego córka nadal będzie miała najlepszą opiekę medyczną, albo przełożeni Karli zostaną o wszystkim poinformowani. Powieść kończy się pójściem Karli na współpracę z Brytyjczykami.

Czy dobro zwyciężyło? Smiley był przekonany, że świat bę­dzie bezpieczniejszy, jeśli Brytyjczycy będą skuteczniej zdoby­wali informacje niż Sowieci. Ja i wielu czytelników podzielamy to zdanie. Tylko, że Smiley, aby się do tego przyczynić, wyko­rzystał miłość swojego wroga do dziecka. Autor daje czytel­nikom swoich powieści do przemyślenia następującą kwestię,: Kto tu jest dobrym człowiekiem, a kto złoczyńcą? Pod koniec powieści kolega gratuluje Smileyowi, mówiąc: „Zwyciężyłeś, Smiley odpowiada pytaniem: „Rzeczywiście? Cóż, chyba tak", lecz na duszy jest mu ciężko. Czy świat byłby lep­szy, gdyby było w nim więcej Smileyów, walczących bez moralnych skrupułów o słuszną sprawę? Czy może byłoby lepiej, gdy­by było w nim więcej ludzi takich jak Karla, miłujących ułomne dzieci bardziej niż zwycięstwo?

Podobny dylemat pozwala nam spojrzeć na życie Jakuba z nie­co innej perspektywy. Jego życie nie było porażką ani nie było daremne, gdyż poznał, co znaczy miłować drugiego człowieka.

Jakub u kresu swoich dni stwierdza,: „Gdy byłem młody, chciałem zmieniać świat. Chciałem zdobyć takie poważanie, by wszyscy znali moje imię. Tegom uczynić nie zdołał. Lecz pod­czas ziemskiej wędrówki kogoś umiłowałem. Zmieniłem jej ży­cie, a ona moje, i tylko to się liczy. To sprawiło, że wszystko inne nabrało wartości".

Żadne życie nigdy nie idzie na marne. Jeśli człowiek poznał miłość, czuł ją i ją dawał, to ży­cie tej osoby wpłynęło na życie innych ludzi.
Zawsze zadawałem sobie pytanie, gdy umiera ktoś, kogośmy kochali, co się dzieje z całą mi­łością, którą darzyliśmy tę osobę?

Izraelski poeta Yehuda Ami-chai podjął się próby wyrażenia tego w śmiały i dość obrazowy sposób. Według niego ciało człowieka wchłania i magazynuje miłość, jaką otrzymało w trakcie życia — od rodziców, part­nerów, męża, żony, dzieci i przyjaciół. Potem, gdy ciało umiera, ta miłość rozlewa się na wszystkich bliskich tej osoby i na całą społeczność. Wszyscy otaczani są ciepłem miłości, która jest im odwzajemniana. Ludzie umierają, lecz miłość nie umiera ni­gdy. Przepływa z serca do serca, od jednego człowieka do dru­giego. Jakub dziesiątki lat od pierwszego spotkania z Rachelą i zakochania się w niej, dziesiątki lat po jej tragicznej śmierci wciąż czuje ciepło na wspomnienie miłości — tej, którą dawał, i tej, którą otrzymywał.

Jakub w jeszcze inny sposób utwierdza się w przeświadcze­niu, że jego życie miało sens i dzięki Bogu zmienił się na lepsze. Nie wiąże się to z jego wspomnieniami, lecz nadziejami. W Księdze Rodzaju pod koniec jest mowa o tym, jak Jakub, dokonawszy obrachunku swego życia, przywołał do siebie swo­je dzieci i wnuki, by dać im błogosławieństwo. Wychwala ich zalety i zwraca uwagę na wady charakterów. W ostatniej mowie daje wyraz swojej trosce o to, by były szczęśliwe i by było im dobrze. To, czego się nauczył i co ucieleśniał, nie odejdzie wraz z nim, lecz będzie nadal w dzieciach, które wychował, i warto­ściach, które im wpoił. „I błogosławił Józefa, mówiąc: «Bóg, przed którym kroczyli swoimi drogami nasi ojcowie, Abraham i Izaak, Bóg, który był od początku i jest aż do dzisiaj moim stróżem, anioł, który mnie ratował od wszelkich nieszczęść — niech błogosławi tych młodzieńców! Niech w nich dalej trwa imię moje, a także imiona moich ojców, Abrahama i Izaaka!». Właśnie dla tej chwili modlił się do Boga, by go uprzedził, gdy jego dni będą dobiegały końca. Pragnął podzielić się swoimi ostatnimi myślami z tymi, którzy przekażą następnemu poko­leniu, wspomnienia o nim i wyznawane przezeń wartości i prawdy.

Zastanawiam się, czy jeden człowiek może odcisnąć swój ślad na zamieszki­wanym miejscu. Przekonałem się, że miłość i do­broć znaczą więcej, niż mogłem sobie wyobrażać. Sen o drabi­nie dał Jakubowi dar nadziei, obietnicę, że może wspiąć się na wyższy poziom niż ten, na którym podówczas się znajdował. Otrzymał zapewnienie, że nie będzie musiał wciąż iść na kom­promis z własnym sumieniem i pozostać wewnętrznie skłóco­nym człowiekiem. Walka z aniołem była walką o zintegrowanie własnej osobowości. Była też błogosławieństwem, które obda­rzyło Jakuba pokojem, czyniąc z wartości Bożych jego własne, osobiste wartości. A małżeństwo i ojcostwo ofiarowało mu miłość, oraz wizję, że to, czego się dowiedział i co zaczął sobą reprezentować, przetrwa dłużej niż jego życie.

Tak jak Jakub patrzę z satysfakcją na drogę, którą wiódł mnie Bóg. Tak jak Jakub zmagam się z lepszymi aniołami mej duszy, próbując im się oprzeć, by ostatecznie po­znać mądrość i błogosławieństwo przegranej w walce z lepszym aniołem. Tak jak Jakub poznałem smak sukcesu i gorycz rozcza­rowań, lecz dobrych lat jest znacznie więcej niż złych. Mo­dliłem się słowami psalmisty: „Naucz mnie odczuwać radość równie głęboko jak odczuwam smutki”. I Bóg odpowiedział na moją modlitwę. Tak jak Jakub doświadczyłem bólu straty kogoś, kogo kochałem nad własne życie, i dotąd pamiętam tę osobę i ją miłuję. Tak jak Jakub odkryłem w sobie siłę, której nie znałem do dnia, kiedy stała mi się potrzebna, siłę zbudowaną na skale Bożej miłości. I tak jak Jakuba dziś otacza mnie moja cała miłowana przeze mnie i miłująca mnie rodzina. W tym jestem od Jakuba szczęśliwszy, że nadal jest przy mnie moja żona.

Kiedy rozglądam się wokół siebie, to widzę, że coraz częściej umie­rają ludzie ode mnie młodsi — ludzie tacy jak ja, cieszę się pewnymi przywilejami w porównaniu z inny­mi ludźmi. A nawet więcej: moje idee i wartości przetrwają i pozostaną z tymi, którzy piszą do mnie listy i przychodzą do mnie podczas spotkań mówiąc, jakie znaczenie w ich życiu odegrały słowa, które usłyszeli z moich ust i wartości które sobą reprezentuje.

Lecz w ostatecznym rozrachunku istota mojej nieśmiertel­ności i pewność, że moje życie ma sens, że nie żyje na próż­no, może jest inna od twojej, ponieważ w moim życiu znalazłem osobistą więź z moim Zbawicielem Panem Jezusem Chrystusem, kiedy ofiarował mi to, co uczynił na krzyżu golgoty przelewając za mnie i za każdego swoją niewinną krew, krew w której jest moc oczyszczenia każdego serca z jego grzechów. On jest moim pojednaniem z Bogiem i dzięki temu Bóg ma możliwość zmienić moje życie i uczynić je innym – lepszym. I praca, którą wykonuję, w wyrazach uprzejmości, którymi obdarza­m innych, i w miłości, którą daje i otrzymuję, w ludziach, którzy uśmiechają się, myśląc o mnie, oraz w dzieciach to wszystko JEGO łaska.

Bardzo bliskie są mi słowa Ralpha Waldo Emersona, które z całego serca polecam uwadze wszystkich: „Pozostawić życie innych, choć odrobinę lepsze czy to dzięki zdrowiu własnych dzieci, czy skrawkowi ogrodu, czy uzdrowieniu stosunków międzyludz­kich; wiedzieć, że choć jedno życie stało się dzięki nam łatwiej­sze — to znaczy być kimś".

W Talmudzie możemy znaleźć taką oto dysputę dwóch, mędr­ców:

Nasz przodek Jakub nigdy nie umarł.
Jak możesz mówić takie głupstwa? W Biblii napisano, że umarł w Egipcie i został pochowany
w Hebronie.
Człowiek dobry, nawet po śmierci, wciąż żyje.


 
« poprzedni artykuł   następny artykuł »