|
|
Krew |
|
07.01.2007. |
WJ20, 13;
Synowie Izraela wcale nie byli jedynymi, wśród których zabójstwo uważano za rzecz bardzo złą. Egipska Księga Umarłych wkładała w usta sprawiedliwych także i to zapewnienie: „nie zabiłem". Podobnie i Kodeks Hammurabiego zakładał istnienie zakazu zabójstwa.
A jednak jest coś bardzo osobliwego i wyróżniającego w biblijnym przykazaniu „nie zabijaj", jest nią hebrajska mistyka krwi, tkwiąca w zapleczu i u korzeni tego przykazania. Kiedy my mówimy o przenośnych, symbolicznych znaczeniach krwi, przychodzą nam na myśl pewne przeszłe schematy społeczno-stanowe wywodzące się z czasów, gdy szlachecka krew była czymś zupełnie innym od chłopskiej krwi; budzą się w nas także skojarzenia ofiarno-patriotyczne, myśl, krwi przelanej w jakiejś słusznej sprawie.
Otóż starożytna hebrajska mistyka krwi miała całkiem inną genezę. Gdzieś w zamierzchłej przeszłości ktoś uczynił te elementarną obserwacje, że jeśli się zrani człowieka, to razem z krwią uchodzi z człowieka życie. Ta praktyczna obserwacja miała dla tych ludzi swoje sakralne oblicze. Hebrajczycy wierzyli mianowicie, że krew jest siedliskiem życia, nośnikiem i duszą życia. Że w konsekwencji jest wiec wyłączną własnością Stwórcy, który jest Panem życia, gdyż od Niego jest wszelkie życie. Sądzili w następstwie, że krew nie należy do człowieka - ani do tego człowieka, który jest zabijany, ani też do tego, który zabija. Także i krew zwierzęcia nie mogła należeć do człowieka, gdyż i ona także była własnością Boga.
Kiedy w Księdze Genesis Kain zabija Abla, biblijny Haszem mówi doń: „Kainie, krew twojego brata woła do mnie z ziemi". Odezwanie to ma dla nas dzisiaj przede wszystkim walor piękna obrazu literackiego: zabito człowieka, krew wsiąkła w ziemię i teraz woła z tej ziemi do swego prawego właściciela. Ale dla tamtych ludzi to nie była literatura, lecz zupełnie realna rzeczywistość. Do kogóż ma wołać niewinnie przelana krew, jeśli nie do Pana i sprawcy wszelkiego życia? Nie wolno było spożywać krwi ani też nie odkrwawionego mięsa zwierzęcego i jest to przepis Biblii. Krwią zwierząt ofiarnych skrapiano ołtarz. Istniał obrzęd sakralny, gdy połowę ofiarnej krwi wylewano na ołtarz, połową kropiono lud, wierząc, że dokonuje się w ten sposób Przymierze poprzez krew, która jest przecież rzeczą Boga.
Jeśli mówimy „poprzez krew", trzeba sobie zdawać sprawę, że dla tamtych ludzi znaczyło to tyle, jakby powiedziano: przez duszę życia, przez tajemnicę życia. Podobnie i krew baranka paschalnego była rękojmią życia i ocalenia. Obrzezanie było jednym jeszcze obrzędem religijnym, którego istotą było zawarcie Przymierza poprzez krew.
Bardzo wiele win zmazać można było ofiarą, lecz obyczajowość hebrajska i przepisy religijne nie przewidywały możliwości złożenia ofiary za krew przelaną w zabójstwie niewinnego. Ten, który się targnął na własność Boga, musiał być odłączony od ołtarza. Kiedy się poznało dość specyficzne kwestie, wiele spraw staje w zupełnie w innym, nowym świetle. Ewangeliczna scena z Wieczernika, kiedy Jezus nad skibką chleba mówi o swoim ciele, a nad kielichem wina o krwi nabiera bardzo głębokich znaczeń dopiero wtedy, kiedy się słyszało o hebrajskiej mistyce krwi; tej, która mówiła, że krew jest duszą i nośnikiem życia, świętą i tajemną rzeczą Boga. Jezus był Hebrajczykiem, jego uczniowie wyrośli w kręgu wspomnianego już sposobu pojmowania, dzięki czemu ta scena miała dla nich walor i sens, który dla nas jest dostępny o wiele trudniej. Oni wiedzieli od razu, że Jezus mówi o rękojmi przekazywania jakiejś nowej kategorii życia poprzez swoją krew i swoje ciało. Jednakże równocześnie musiał im chodzić po grzbietach dreszcz grozy. Ich Mistrz stanął na skraju bluźnierstwa, ponieważ mówił o spożywaniu krwi, co było świętokradztwem sprzeciwiającym się wszelkiemu Bożemu Prawu, przepisom i obyczajom religijnym. Jezus budował na ich oczach!, jakąś nową i dość oszałamiającą mistykę krwi Boga-człowieka. Ta mistyka brała z dawnej mistyki hebrajskiej samo jej jądro: przekonanie o tajemnej istocie! krwi, ale odrzucała łupiny starego obyczaju.
Napisano bowiem: „nie zabijaj". Co napisano, to napisano. A przecież ci ludzie zabijali. I nie wystarczy tłumaczenie, że w końcu łamano przykazanie. Nie sposób wybronić się poczuciu głębokiego rozdarcia. Stary Testament jest historią pełną przelanej krwi. I spięcie obu tych faktów napawa grozą i zmieszaniem. Kiedy jednak wsłucha się człowiek w melodię starotestamentowych dziejów, zaczyna pojmować. Stary Testament jest nie tylko historią pełną przelanej krwi. Jest także historią pełną obłędnego przerażenia z powodu krwi.
Ta biblijna groza tkwi w ciągłym, uporczywym wołaniu, że to Bóg tak chce. Ze Bóg zezwolił. Że Bóg polecił. Że w tym to i w tym wypadku było to zgodne z intencjami Tego, który ma prawo dysponować życiem i krwią. Wiedzieli, że - jeśli na ręku mają krew - jeden tylko Bóg może ich osłonić.
To nieprawda, że krzyk tłumu na dziedzińcu pałacu Piłata: „krew Jego na nas i na syny nasze!" - mógł nie znaczyć nic. Że mógł być tylko elementem gry taktycznej obliczonej na uspokojenie rzymskiego prokuratora: że niby nie jego to sprawa i spać może spokojnie. Jest to zupełnie niemożliwe. Tłum, biorąc na siebie krew, czynił rzecz od podstaw straszliwą i wiedział o stopniu ryzyka, choćby nawet składał się z najostatniejszych szumowin, zebranych za pieniądze Sanhedrynu. Jeśli przyjął na siebie to nieobliczalne ryzyko, uczynił to z tej tylko przyczyny, że razem z uczonymi i starszymi gminy szczerze i bez zwątpień sądził, że Jezus jest zwodzicielem, bluźniercą i wrogiem Jedynego Boga. Ci ludzie sądzili, że są ramieniem Boga. Że czynią Jego wole, wołając o krew. Jezus zdawał sobie z tego sprawę i dlatego modlił się: „Ojcze, wybacz im. Nie wiedzą bowiem, co czynią". Oni rzeczywiście nie wiedzieli. Gdyby bodaj dopuścili myśl, że może być sprawiedliwy i niewinny, głos ugrzązłby im w krtani. Oni jednak, uniesieni pychą braku wątpliwości, wierzyli, że wołają o krew z poręki Stwórcy. I dlatego właśnie ta scena jest i pozostanie jednym z najgłębszych dramatów ludzkich.
A my? Cóż: nasza epoka jest epoką o wiele bardziej krwawą niż wszelkie czasy starożytne. Ale w nas nie ma już biblijnego przerażenia. W tamtych czasach, które mianujemy barbarzyńskimi i prymitywnymi, człowiek, zabijając, stawał oko w oko ze śmiercią i widział krew. Nauczyliśmy się zabijać, nie oglądając śmierci ani krwi. A zresztą - cóż jest krew? Jest to płyn składający się z osocza, czerwonych ciałek, białych ciałek i czegoś tam jeszcze. Przywykliśmy, że krew jest dyspozycyjną własnością człowieka. Co najwyżej woła ona z ziemi do prokuratora. Jeśli Zostanie wykryta w ziemi. I jeśli nie było jej zbyt wiele. Istnieje bowiem taki próg, istnieją tez takie warunki, kiedy prawo przestaje upominać się o krew.
Istnieje wiele krwi, która do nikogo nie woła. Chyba że racje mieli starzy Hebrajczycy, iż krew jest naprawdę tajemną własnością Boga. Krew jest duszą życia. Krew jest świętą własnością Boga. Nie zabijaj. Będzie wołała z ziemi. I Bóg przyjdzie. Prędzej albo później przyjdzie upomnieć się o krew. Będziesz się tłumaczył przed Nim samym. Może się wybronisz, może nie. I to będzie straszniejsze od wszystkich sądów ludzkich.
|
|
|