|
|
Twarz sprawiedliwości |
|
07.01.2007. |
Rdz 33,1-17
Scena spotkania Jakuba z Ezawem jest pełna skomplikowanych znaków zapytania, a także znaczeń i rozwiązań zupełnie niespodziewanych. Bo przecież moglibyśmy się spodziewać, że ten, który odważnie walczył z Mocą Bożą, teraz wspomożony zdobytym błogosławieństwem, bez lęku już stanie naprzeciw brata. Moglibyśmy się spodziewać nawet i jakichś cudownych interwencji przeciwko czterystu zbrojnym, którzy przyszli, z Ezawem: że Bóg roztrąci ten zastęp jak zeschłe liście. A przede wszystkim jesteśmy ciekawi, jak też będzie zachowywał się człowiek, który mówi o sobie, że widział Boga twarzą w Twarz i nie jest już dawnym Jakubem, otrzymawszy nowe imię?
Jak zachowa się Izrael?
Wszystko jest inaczej, niż można by wymyślić. Wszystko jest raczej zupełnie niespodziewane. Oto stoją naprzeciw siebie: Ezaw i Izrael. I oto przy Jakubie jest wielka trwoga. Jakub lęka się bardziej niż kiedykolwiek. Człowiek, który mocował się z Bogiem, przemógł i ujrzał Jego Twarz - boi się teraz tak bardzo, jakby w osobie skrzywdzonego przezeń, oszukanego i okłamanego brata stanęła przy nim sprawiedliwość Boga. Nie ma w Jakubie krzty pewności siebie. Wie już, że błogosławieństwo Boga wcale nie jest równoznaczne z aprobatą dawnych jego nieprawości. Jakub zachowuje się tak, jakby stanęła nad nim śmierć.
I w tych minutach, kiedy każdy krok i gest nabierają jakichś wymiarów ostatecznych, ujawnia Izrael ukrytą hierarchię swego serca. Rozdziela swe dzieci pomiędzy ich matki. W pierwszym szeregu naprzeciw spodziewanej śmierci stawia obie niewolnice z ich synami. Za nimi Lee i jej dzieci. A dopiero za nimi Rachelę i Józefa; może bodaj tych dwoje ocaleje.
Tyle szarych lat pełnych swarów, czczości i nudy. A jednak mimo wszystko nie umarła twoja jedyna miłość, Jakubie?... Wychodzi przed swoich i idzie naprzeciw Ezawa. Człowiek, który mocował się z Bogiem i ujrzał Jego Twarz, a dane mu było pozostać żywym idzie teraz do skrzywdzonego brata tak, jakby postępował ku majestatowi samego Boga. Siedemkroć upada twarzą na ziemię.
Narasta wielkie napięcie: jakby dźwięczała niesłyszalnie napięta cięciwa wielkiego łuku. Naprzeciw skrzywdzonego Ezawa i jego czterystu zbrojnym idzie Izrael sam jeden, zupełnie bezbronny, pełen pokory i ostatecznego lęku. A jednak idzie. Co uczyni Ezaw? Co uczyni Ezaw?
To jest tak, jakbyśmy czekali na ostateczny werdykt sprawiedliwego Boga. Bo w tym momencie Bóg jest nie tylko przy Izraelu, który zrozumiał swoją nieprawość. Bóg jest także przy Ezawie. Co uczyni Ezaw?
Nie wiadomo, co chciał uczynić Ezaw, kiedy tu szedł. Możliwe, że zamierzał zabić. Teraz wybiega naprzeciw brata. Rozwiera ramiona, rzuca się mu na szyje, całuje i płacze z radości. Płaczą obaj. Ezaw wybaczył. Śmierć nie przyszła.
I to na pewno nie jest kwestia Jakubowych darów. Ezaw jest twardym myśliwym ze stepu i śmierć mu nie dziwna. Jeśli ma teraz przy sobie czterystu zbrojnych, któż wie: może i nie poprzestał na myślistwie. Zresztą okazuje się potem w rozmowie, że nie brał darów posyłanych przez Jakuba. Przez wiele lat hodował w sobie swoje słuszne poczucie krzywdy i chęć pomsty. Gdyby wybił obóz Jakubowy, wpadłyby mu w ręce bogactwa dziesięciokrotnie większe od Jakubowych darów.
Ale stało się właśnie to niespodziewane: odnalazł w sobie wybaczenie. To na pewno nie jest człowiek, który potrafiłby płakać z wyrachowania. To na pewno nie jest człowiek, który umiałby cokolwiek udawać. Nigdy tego nie umiał. To Jakub umiał kiedyś udawać. On - nie.
Kłaniają się temu wybaczeniu niewolnice z synami Jakuba, Lea z synami i na koniec Rachela z Józefem. Ezaw cieszy się bogactwem Jakuba i niczego nie chce dla siebie. A Jakub? Jakub świetnie zdaje sobie sprawę z sensu i wymiarów wydarzenia. Że szedł ku Ezawowi tak, jak się idzie ku śmierci. Że czekał na reakcję Ezawa tak, jak się czeka na ostateczny werdykt sprawiedliwości Boga. Izrael mówi o tym bezpośrednio i wprost, nalegając na Ezawa, by jednak zechciał przyjąć jego dary: „Weź, proszę, ten dar dla siebie, gdyż widziałem oblicze twoje, jak się patrzy na twarz Boga..."
Jakub próbował zadośćuczynić darami, kiedy okazały się bezsilne, spodziewał się śmierci wiedząc, że byłaby czymś sprawiedliwym. Zasłużył. Dlatego szedł ku niej bezbronny. Zgrzeszył przeciwko bratu. Jego, więc była pomsta. To było sprawiedliwe. „Widziałem oblicze twoje, jak się patrzy na twarz Boga".
Ale znalazł wybaczenie. Ezaw płakał z radości, że brat jego powrócił żyw i w dostatku. Nie może Jakub w to uwierzyć. Ma tak wyraźną, tak jaskrawą świadomość swoich win, że nie może uwierzyć, że to, co się stało, stało się naprawdę. Człowiek, który w tamtą noc nad brzegami rzeki Jabbok patrzył w twarz Boga, wie, że dopiero od tamtej chwili poznał jasno także i to, co uczynił był kiedyś:, że oszukał i pokrzywdził brata, że okłamał ociemniałego ojca, że oszustwem, brudnymi rękoma sięgnął po świętość pierworództwa.
Wie o tym wszystkim, dopiero od tamtej chwili wie naprawdę i nie może teraz uwierzyć, że sprawiedliwość Boga, z którym walczył, może być także miłosierdziem, wybaczeniem i miłością. Nie mieści mu się to w głowie. Izrael zachowuje się jak nieufne dziecko. I tłumaczy tę swoją nieufność w sposób, który byłby może chytry, gdyby nie był aż tak naiwny. Ezaw: chce wędrować z nim razem; Jakub tłumaczy nieporadnie, że to niemożliwe, gdyż dzieci ma wątłe, a owce i krowy nie mogą iść szybko, bo karmią małe.
„Niechże mój pan jedzie przed sługą swoim, a ja będę powoli jechał za trzodą idącą przede mną i za krokiem dzieci moich..." Ezaw chce przynajmniej zostawić przy Jakubie paru swoich ludzi, aby go strzegli od przygody. Ale podejrzliwy Jakub odpowiada:, „Po co? Obym tylko znalazł łaskę w oczach mojego pana".
Izrael w żaden sposób nie może uwierzyć, że jego winy zostały zmazane wybaczeniem brata, tak jakby to sam Bóg je wymazał. Nie może uwierzyć, że przestały istnieć. Nie może uwierzyć, że sprawiedliwość może być miłosierdziem i wybaczeniem. I nawet nie dziwimy mu się: w to rzeczywiście bardzo trudno jest uwierzyć. Nawet wtedy, gdy całkiem szczerze mówi się wybaczającemu: „Widziałem oblicze twoje, jak się patrzy na twarz Boga".
W Jakubie pozostał lęk: bardzo dziwny lęk przed całkowitą realnością wybaczenia. Zupełnie tak, jakby to wybaczenie było czymś strasznym z powodu swojej wielkości. Ezaw chyba rozszyfrował tę sprawę. Zrozumiał Jakuba. Miał w sobie to swoje wybaczenie, o którym nie wiedział, skąd przyszło. Miał je w sobie, był mu posłuszny, więc wydawało mu się ono czymś oczywistym, choć także dziwnym może i niespodziewanym. Ezaw wiedział, że Jakubowi musi być trudno. Zrozumiał go. Odjechał, nie czyniąc mu wymówek o ten lęk i nieufność.
A Izrael powędrował dalej swoimi drogami. Wiedział, że także i ta rzecz wydarzyła mu się na jawie, nie we śnie. I też trudno mu było uwierzyć nawet i teraz.
A my inaczej. My aż za łatwo bywamy skłonni wierzyć w miłosierdzie i wybaczenie Boga. Łatwo nam bywa jednakże nie z powodu niezachwianej wiary w wielkość Boga, lecz raczej z przyczyny głębokiej niewiary w wielkość naszych win. Wydają się nam one czymś tak przypadkowym, uwarunkowanym, niezawinionym, z góry umotywowanym i usprawiedliwionym setką przyczyn obiektywnych, że właściwie i miłosierdzie także potrzebne całkiem nieduże. Ale chyba to Izrael widział rzecz prawdziwie: ostatecznie to przecież on, a nie my, patrzył twarzą w Twarz. Także i w twarz własnych przewin.
|
|
|