Start arrow Nasza nauka arrow Zamiary i spełnienia
 
 
Zamiary i spełnienia Drukuj
07.01.2007.

Rdz 43, 32 - 45, 24

„Usiedli naprzeciw niego, pierworodny na podstawie swego pierworództwa, najmłodszy znów na podstawie swej młodości, a patrząc jeden na dru­giego, zdumieli się ci mężowie". Zdumieli się niezmiernie, gdy - sadowiąc ich w ten właśnie sposób - dostojnik egipski dał dowód, że orientuje się świetnie w obyczajach ich plemienia, jak też w ich własnej kolejności starszeństwa, do którego przecież przykładali wielką wagę. Skądże znał jedno i drugie? Egipcjanie nic z tego nie pojęli. Spostrzegli jedynie zdumienie Hebrajczyków. Nie znali jego przyczyny.

Józef każe swym hebrajskim gościom zanieść dania ze swego stołu. Jest to wyróżnienie, oznaka wielkiej przychylności. Każe przed Beniaminem położyć dania obfitsze niż przed braćmi. Ten gest wyróżnienia był przyjęty w całej sta­rożytności; podobne zanotowała np. Iliada i Odyseja. Ale danie Beniamina jest pięciokrotnie obfitsze. To znów rozumieją Egipcjanie a przed Hebrajczykami rzecz pozostaje zakryta. To tylko w Egipcie liczba pięć jest poczytywana za nadzwyczajną i znaczącą.

Tekst Pisma nie notuje rozmów w czasie tej uczty. Najwidoczniej, jeśli miały one miejsce, były bez istotnego znaczenia. Wiadomo tylko, że ucztowali w radości i pili obficie. Pismo nie notuje też, że w czasie tej uczty nie jawnie i w ukryciu musiały dojrzewać w Józefie zamiary i plan postępowania. Plan był nieduży. Lecz Pan sprawił, że wydarzenia wyrosły ponad głowę Józefa.
Historia się powtarza: Józef i tym razem każe napełnić żywnością worki przybyszów i na wierzch położyć ich trzosy. Lecz tym razem każe też ukryć w jukach Beniamina i swój srebrny puchar. Kiedy odjechali, posyła za nimi pogoń i mówi przełożonemu swego domu: „Wstań, biegnij za tymi mężami a gdy dobiegniesz, powiedz im:, »Dlaczego oddajecie złem za dobro? Sk­radliście srebrny puchar, z którego mój pan pije i dokonuje wróżby? Czyniąc to postąpiliście niegodziwie«".

Także i wedle hebrajskiego obyczaju kradzież taka zasługiwała na wielką karę. Wiedzieli o tym. Puchar znaleziono w Beniamina. Gdy znaleziono i rozdarli swe szaty na znak żałoby, jak po umarłym. Lecz nie odjechali. Razem z Beniaminem zawrócili ku miastu. Nieduży był plan Józefa, w tej chwili chciał zatrzymać przy sobie tylko Beniamina, brata swego rodzonego, najbliższego. Czyżby nie odczytał Józef zamysłu Pana? Ale przecież już za pierwszym ich pobytem zrozumiał, że pod jego ręką Pan pragnie zachować synów swojej obietnicy - wszystkich, nie tylko Beniamina. Wiec?

Wprawdzie w zły czas Egipt niejednokrotnie otwierał swe granice dla wygłodniałych plemion pasterskich. O wiele wygodniej było czuwać nad swoim plemieniem z daleka. I tylko Beniamina chciał mieć przy sobie.

Zaiste: ostrożne było jego posłuszeństwo Panu. I całkiem nieduże było to, co zamierzał i uczynił. Lecz Pan nie pozwolił Józefowi przegrać z powodu ma­łości. Stanęli przed Józefem i padli na twarze, Juda przemówił. I oto następuje pojedynek, a nie na pewno wiadomo, czy to tylko Juda walczy z Józefem.

Mówi Juda: Nie mamy nic na swoje usprawiedliwienie. To Bóg dopatrzył się w nas winy. Przeto zostaniemy wszyscy u ciebie niewolnikami: my i ten, u którego znaleziono puchar twój wróżebny.

Józef rzecze: Wracajcie w pokoju do ojca. Jedynie ten, u którego zna­leziono puchar, będzie moim.

Juda jednak nie ustępuje. Opisuje Józefowi raz jeszcze całokształt sprawy. Ze z żony swojej umiłowanej miał Jakub tych oto dwóch synów: Józefa, które­go rozszarpał dziki zwierz (tak długo już powtarzali bracia to kłamstwo, że chyba w końcu sami w nie uwierzyli), i Beniamina, który narodził się sierotą. „Jeślibym teraz powrócił do sługi twego, ojca naszego, a nie byłoby wśród nas młodzieńca, z którego duszą jest złączona Jego dusza, i nie widziałby go z na­mi, umrze niechybnie". I prosi Józefa: niechże przyjmie niewolnictwo jego, Judy; niechże jednak pozwoli wrócić Beniaminowi do ojca, gdyż nie żyć ojcu bez syna.

I wtedy dzieje się coś, czego Józef nie zaplanował. Dostojny Safnat-Paneach mówi świcie; „Wyjdźcie stąd wszyscy". Wycho­dzą tedy Egipcjanie. On wybucha wielkim płaczem. I w tym płaczu przegrał Józef pojedynek z Panem. Pojął drogi Pana. W tym wielkim płaczu klęski zro­zumiał wreszcie, ze nie można przykrawać zamysłów Pana do miarki swej ostroż­ności i asekuracji. Józef mówi, a to, co mówi, zanotowano krótkimi okresami, tak jakby dyszał z utrudzenia:

„Ja jestem Józef, brat wasz, którego sprzedaliście Egipcjanom. (...) Dla zachowania was przy życiu posłał mnie Bóg przed wami. Oto już dwa lata trwa głód na ziemi, a jeszcze przez pięć lat nie będzie orki i żniwa. Przeto Bóg wysłał mnie przed wami, gdyż chciał was uczynić tą resztą, która by się zachowała przy życiu na ziemi dla wielkiego wybawienia. Przeto nie wy, lecz Bóg wysłał mnie tutaj. (...) Spiesznie wracajcie do ojca mojego i powiedzcie mu: »Bóg ustanowił mnie rządcą tego kraju. Przybywaj do mnie bez zwłoki. Zamieszkasz w ziemi Goszen, w pobliżu mnie, ty sam, twoje dzieci i wnuki, twoje trzody, twoje bydło oraz wszystko, co posiadasz« (...)".

I rzucił się na szyję brata swego Beniamina i ucałował swych braci. I w tym momencie umarł Safnat-Paneach w sposób ostateczny. Zostało po nim to imię jak pusta skorupa. Dźwięk, który nie jest już imieniem człowie­ka, lecz tylko egipskim tytułem Józefa. Kiedyś dawniej Józef sam chciał zapomnieć, że jest Józefem. Gdy przeko­nał się, że nie jest to możliwe, starał się utrzymać pozory. Aby przynajmniej egipskie otoczenie zapomniało o jego pochodzeniu. Wreszcie:, aby przynajmniej zachowywano się tak, jakby nie wiedziano o jego przeszłości. To wszystko runęło teraz. Jego płacz przebił mury pałacu. Mówiono: „Bra­cia Józefa przyjechali". Tak właśnie mówiono: bracia Józefa. Nie bracia Saf-nat-Paneacha.

Biblia notuje, że wieść ta „sprawiła radość faraonowi i jego sługom". Trzeba się zadumać nad tym stwierdzeniem. Na całym Wschodzie więzy rodzin­ne były w wielkiej cenie i poszanowaniu. Faraon mógł się ucieszyć szczerze. A słudzy? Egipcjanie? Dwór? Cóż: w systemach absolutystycznych jest tak, że gdy cieszy się władca, cieszą się także i poddani. Oczywiście: będą nadal padali na twarze przed rydwanem namiestnika fara­ona. Przed nieczystym Hebrajczykiem.

Dwór niewątpliwie czekał na decyzje faraona i musiało być wielkie napię­cie w tym oczekiwaniu. Pamiętano: namiestnik faraona przybył tu jako niewol­nik. Zrobił oszałamiającą karierę. Teraz może upaść. Postanowił sprowadzić tu swoje plemię, ale przecież w aktualnej sytuacji zaproszenie Józefa nie znaczy nic. Wszystko zależy od decyzji władcy. Jest rzeczą niezmiernie charakterystyczną, że Pismo bardzo troskliwie odnotowuje całość decyzji faraona; tak jakby była ona czymś bardzo ważnym. Faraon mówi do Józefa: „Powiedz braciom swoim: »Uczyńcie tak: Objuczcie zwierzęta wasze i jedź­cie do ziemi Kanaan. I zabierzcie ojca waszego i rodziny wasze, i przyjeżdżajcie do mnie, a dam wam dobrą ziemię w Egipcie, i będziecie się żywić płodami tej ziemi«. A ty daj im takie zlecenie: »Uczyńcie tak: Weźcie sobie z egipskiego kraju wozy dla dzieci waszych i dla żon waszych. Zabierzcie ojca waszego i przy­bywajcie. Oczy wasze niech nie żałują sprzętów, gdyż wszystko, co jest naj­lepsze w egipskim kraju, będzie należało do was«".
To bardzo charakterystyczne: faraon przemawia tak, jakby władza Józefa była w zawieszeniu. Przemawia tak, jakby Józef nic nie powiedział. To jednak, co mówi, jest zatwierdzeniem decyzji namiestnika i ulubieńca.

Triumfujący i znów bezpieczny Józef obdarza swych braci świątecznym odzieniem, Benia­minowi daje trzysta sykli srebrnych i pięć ubrań. Ojcu posyła dziesięć osłów objuczonych płodami Egiptu i dziesięć oślic z ładunkiem zboża i żywności. Ciekawe, czy wpadło mu do głowy, że i on także -podobnie jak kiedyś ojciec jego Jakub przy brodzie rzeki Jabbok - walczyć musiał z Mocą Bożą? Gdyż chciał tak niewiele: tylko Beniamina. Zwyciężyła jednak Moc Boża.

 
« poprzedni artykuł   następny artykuł »