|
|
Błogosławieństwa |
|
19.01.2007. |
Nie potrafimy nawet wyobrazić sobie, jak niezwykłą rolę w Izraelu odgrywało błogosławieństwo, trudno nam pojąć jego sens. Słowniki biblijne mnożą listy znaczeń, wskazują na różne terminy określające akt błogosławieństwa - udzielany przez Boga i przez człowieka, pozaliturgiczny i liturgiczny – które występują w poszczególnych księgach Biblii, i od najstarszych do tych powstałych później. Błogosławieństwo, jako gest lub słowo, udziela mocy i wiąże się ze szczęściem, pochwałą, dziękczynieniem, radością, zachwytem, adoracją, modlitwą, pozdrowieniem, życzeniem, pożegnaniem, aktem uznania lub wyrazem szacunku. Co jednak dogłębnie łączy wszystkie te znaczenia? Błogosławieństwo jest pojmowane nade wszystko jako zbawcza moc, która udziela pełni życia, jest jak witalna siła, która czyni stworzenie płodnym, życie długim i bogatym w potomstwo, która zakorzenia człowieka we wspólnocie, wiedzie do sukcesu, bogactwa i szczęścia. Także człowiek, stworzony na obraz i podobieństwo Boga, może błogosławić, jak czyni to umierający Jakub, który błogosławi swych synów i udziela im swej mocy (Rdz 49). Również błogosławieństwo sprowadzające pokój, a udzielone przez Jezusa jego uczniom - objawiające swoją moc wobec tego, kto ich przyjmie, i powracające do nich, jeżeli przyjęci nie zostaną - naznaczone jest podobną „materialnością”. Czy jednak gdy człowiek błogosławi Bogu, można nadal uważać błogosławieństwo za gest, który udziela życia i mocy temu, kto je otrzymuje?
Wierzący człowiek Starego Testamentu doświadcza błogosławieństwa Boga, na ile doświadcza konkretności Jego zbawczej mocy, w postaci namacalnych dóbr, które od Niego otrzymuje. Błogosławieństwo wiąże się z tą konkretnością darów i przez nie jest rozpoznawane. Gdy jednak tych darów brak, gdy doświadcza się czegoś wprost przeciwnego, gdy przeżywa się niedostatek lub utratę, gdy stoi się w obliczu potrzeby niezaspokojonej lub doświadcza się modlitwy nie-wysłuchanej, gdy cierpi się chorobę, wygnanie, gdy będąc sprawiedliwym, jest się prześladowanym, co można powiedzieć o Bożym błogosławieństwie? Hiob nie chce złorzeczyć Bogu (Hi 2,10). Wszystko się dramatycznie komplikuje. Zmiana, powolna zatrata oraz przybranie nowych znaczeń odbiegających od pierwotnego, pełnego mocy, znaczenia błogosławieństwa, jest nie tylko historią jednego słowa, lecz historią, w której wszystko się mieszało i w której zanika jeżeli nie samo błogosławieństwo, to przynajmniej jego doświadczanie. Wraz z krzyżową śmiercią Jezusa, człowieka sprawiedliwego opuszczonego przez Boga, uczynionego grzechem (2 Kor 5, 21), nie pobłogosławionego, lecz przeklętego, gdyż „wiszący jest przeklęty” (Pwt 21, 23), znaczenie błogosławieństwa uległo całkowitej przemianie. „Błogosławieni smutni” (Mt 5, 4), „błogosławieni umarli” (Ap 14,13): błogosławieństwo Boga, Jego wybraństwo, nie udziela już pełni życia i dostatku dóbr, lecz wiąże się z biedą, opuszczeniem i męczeństwem. Błogosławieństwo Boga, stając się czymś paradoksalnym i paraliżującym, tak odległym, że wprost nierozpoznawalnym, sprawia, że traci na znaczeniu także błogosławieństwo udzielane przez człowieka. Błogosławieństwo udzielane człowiekowi przez człowieka niemalże całkowicie zanika, stając się jedynie metaforą, błogosławieństwo człowieka udzielone Bogu, właściwe zarówno chrześcijaństwu, jak i judaizmowi, przyjmuje jedynie postać dziękczynienia i pochwały Boga. „Modlitwa jako prośba” zanika, traci na znaczeniu i staje się jedynie „modlitwą pochwalną”, czymś obojętnym, gdyż jest całkowicie wyzuta z obecnego w błogosławieństwie starożytnym wymiaru konkretności. Tak to błogosławieństwo traci ostatecznie właściwe mu znaczenie i zawartość. To, czego chrześcijanin, pomimo swej wiary w to, że jest zbawiony przez Chrystusa, doświadcza w swoim utożsamieniu się z Ukrzyżowanym (Mt 10, 38) jako błogosławionego daru zawartego w cierpieniu, w opuszczeniu, w śmierci - tego Żyd doświadcza w dwu-tysiącletniej historii swego wygnania. Naród ten, skutkiem szczególnego błogosławieństwa, został wybrany spośród innych narodów i nadal pozostaje czymś niepowtarzalnym i wyjątkowym, gdyż przetrwał na przestrzeni tysiącleci, pomimo prześladowań nieporównywalnych z tymi, których zaznały inne narody. Zachował swoją żywotność za cenę opresji i cierpień, aż po uznanie go za naród, który odpokutowuje za zbrodnię zabicia Boga i dlatego jest narodem przeklętym. Błogosławieństwo i przekleństwo, w wypadku Żydów, jak i w osobie Jezusa ukrzyżowanego, są sobie tak bliskie, że chciałoby się powiedzieć, iż nawzajem do siebie przynależą.
Zbyt uduchowione podejście doprowadziło wierzących w Chrystusa do pomijania problemu tej bliskości, Żydzi, z powodu swego przywiązania do konkretności właściwej starożytnym błogosławieństwom, tak nie postąpili, boleśnie zaznając konsekwencji na własnej skórze, co często doprowadza ich do rozpaczy. Ascetyczne i mistyczne niedocenianie dóbr „materialnych” (jakby zwyczajnie „materialna” była utrata obecności i miłości małżonki czy dziecka) prowadzi, odbiegając w tym daleko od horyzontu biblijnego, do odczuwania braku, utraty, niedostatku, wyzucia jako czegoś pozytywnego, jako miejsca opatrznościowo przygotowującego do przyjęcia jedynych prawdziwych dóbr: tych „duchowych”, niewidzialnych i nienamacalnych. Tą drogą mnoży się cierpiętnictwo. Tak to ewangeliczne błogosławieństwa są odczytywane nie jako mesjańskie wyzwolenie, jako gwałtowny eschatologiczny przewrót, który pociesza płaczących (Ap 21, 4), lecz automatycznie i bez żadnej implikacji dialektycznej, nadając jednoznacznie pozytywną wartość temu, co negatywne. Cisi są błogosławieni nie dlatego, że w dzień „nowego stworzenia” (Mt 19, 28) odziedziczą ziemię, lecz właśnie dlatego, że jako cisi są uciskani przez gwałtowników, przez co już teraz mistycznie są władcami wszystkiego. Nie są błogosławionymi, trwając w owym napięciu między „już” i „jeszcze nie”, które nawet pomimo cierpień pozwala smakować zaczynu tego, co zostało przyobiecane, lecz pozostają błogosławionymi na przestrzeni wszystkich wieków ciemności i milczenia Boga, czasu, na temat którego Jezus prorokował, mówiąc: „Jeszcze przez krótki czas jest pośród was światłość. Chodźcie, dopóki macie światłość, aby was ciemność nie ogarnęła, A kto chodzi w ciemności, nie wie, dokąd idzie” (J 12, 35).
W przeciwieństwie do chrześcijan, którzy utraciwszy wszelką perspektywę eschatologiczną, zadowalają się uduchowioną lekturą biblijnych obietnic zbawienia, wielu autorów żydowskich trwających w nurcie swojej tradycji nie potrafi, pomimo wszystkich tkwiących w niej dowodów sprzeczności, wyrzec się pierwotnego, ziemskiego sensu Bożego błogosławieństwa. W hagadzie na Pesach Żydzi, którzy od wieków cierpią wygnania i prześladowania, którzy wspominają o swoich umiłowanych, zamordowanych w komorach gazowych i krematoriach, mimo wszystko ośmielają się świętować Paschę, błogosławiąc Boga „za niezliczone miriady miriadów dóbr, które do dnia dzisiejszego nie zostały im odmówione”. Serce, wyglądające obietnicy dóbr przyszłych, odczuwa je jako już obecne i zamieszkuje „prorocki czas przeszły”, aby wyrazić ich pewność i bliskość, pomimo ciągłego życia w skrajnym niedostatku.
Udzielone ludowi wyzwolonemu z niewoli egipskiej i wchodzącemu do ziemi obiecanej Boże błogosławieństwo, które najstarsze księgi bliblijne ogłaszały jako ciągle pozostające w mocy, w księgach prorockich stało się błogosławieństwem przyszłości: „Bo oto ja stwarzam nowe niebiosa i nową ziemię, nie będzie się wspominać dawniejszych dziejów, ani na myśl one nie przyjdą. Przeciwnie, będzie radość i wesele na zawsze z tego, co Ja stworzę” (Iz 65, 17-18). „Błogosławić im będę oraz ziemiom wokół mego wzgórza, będę zsyłał deszcz w dogodnym czasie, będzie to deszcz niosący błogosławieństwo” (Ez 34, 26). i „I tak jak byliście, narodzie judzki i narodzie, izraelski, przekleństwem wśród narodów, tak gdy was wybawię, będziecie błogosławieństwem” (Za 8, 13). Także dla wierzących, którzy w Chrystusie posiadają pierwociny odkupienia, błogosławieństwo dotyczy przyszłości: „Wiemy przecież, że całe stworzenie aż dotąd jęczy i wzdycha w bólach rodzenia. Lecz nie tylko ono, ale i my sami, którzy już posiadamy pierwsze dary Ducha, i my również całą istotą swoją wzdychamy, oczekując przybrania za synów - odkupienia naszego ciała. W nadziei bowiem już jesteśmy zbawieni. Nadzieja, której spełnienie już się ogląda, nie jest nadzieją, bo jak można się jeszcze spodziewać tego, co się już ogląda? Jeżeli jednak, nie oglądając, spodziewamy się czegoś, to z wytrwałością tego oczekujemy (...). Duch przyczynia się za nami w błaganiach, których nie można wyrazić słowami” (Rz 8, 22-26).
Lecz jeżeli to sam Duch Boży wzdycha w nas, oczekując, przyzywając eschatologicznego spełnienia, czy można pozytywnie odpowiedzieć na postawione już wcześniej pytanie: czy gdy człowiek błogosławi Bogu, można nadal rozumieć błogosławieństwo w jego pierwotnym znaczeniu, to znaczy jako gest, który udziela życia i mocy temu, kto je otrzymuje? Kenoza Boga ukrzyżowanego posunęła się tak daleko, że sam Pan prosi o pomoc swych wiernych, przyzywa ich błogosławieństwa. Akt pełen mocy, tragiczne błogosławienie Bogu ze strony Jego wiernych, jest w rzeczywistości męczeństwem, gdyż wierni ci w swych ciałach dopełniają „tego, czego nie dostaje udrękom Chrystusa” (Kol 1, 24), aby zwyciężyła Jego sprawiedliwość. Prawdziwe i autentyczne formuły błogosławieństwa to te, którymi nieustannie obdarza się w Apokalipsie Boga i Jego Chrystusa, nie tylko udzielając Mu „chwały” i „czci”, lecz także „potęgi” i „mocy” (Ap 4, 11; 5, 12-13; 7, I2) oraz „zbawienia” (Ap 19, 1), a podążając za tekstem Wulgaty, nawet i „boskości” (Ap 5, 12). Tak to wypełnia się, nie idąc po linii spokojnej opatrzności, lecz w „szaleństwie głoszonego słowa” (1 Kor 1, 21), zjednoczenie z pierwotnym sensem błogosławieństwa rozumianego jako udzielenie mocy zbawczej. Od człowieka, który je otrzymał, błogosławieństwo powraca do Boga, który go udzielił: „Zaiste, podobnie jak ulewa i śnieg spadają z nieba i tam nie powracają, dopóki nie nawodnią ziemi, nie użyźnią jej i nie zapewnią urodzaju, tak iż wydaje nasienie dla siewcy i chleb dla jedzącego, tak słowo, które wychodzi z ust moich, nie wraca do mnie bezowocne, zanim wpierw nie dokona tego, co chciałem, i nie spełni pomyślnie swego posłannictwa” (Iz 55,10-11).
ZBAWIENIE
Żydostwo zbawiły prześladowania. Getto ochroniło Żydów przed zasymilowaniem się, a nawet - o potworny paradoksie! - wskutek Szoa odrodziła się zdesperowana żydowska wola nie-zatracenia własnej tożsamości. Nadal rozbrzmiewa złowieszcze proroctwo Ezechiela: „A to, co wam do głowy przychodzi, nie stanie się nigdy. Oto co mówicie: Będziemy jak narody, jak plemiona z innych krajów służyć drewnu i kamieniowi. Na moje życie! - wyrocznia Pana Boga. Oto ja będę panował nad wami mocną ręką i wyciągniętym ramieniem, i ze strasznym gniewem” (Ez 20, 32-33).
KONIEC
Dopóki na jednej szali wagi spoczywało szczególne wybraństwo Żydów, a na drugiej ich prześladowanie, zachowana była pewna tragiczna równowaga. Gdy została ona zachwiana, Żydzi popadają w szaleństwo.
MESJASZ BEZ OBLICZA
Zupełnie słusznie podkreśla się doskonale ucieleśniony charakter judaizmu, „religii” praktycznych przepisów, w całości powiązanej z codziennością życia, z rzeczywistością bycia w tym świecie. A jednak „istota” judaizmu nie leży w zachowywaniu przykazań, lecz w mesjanizmie, i mają rację ci, którzy ośmielają się widzieć w halasze tylko pewien kompromis, zamieniający wymóg absolutnej czystości na czystą rytualność. Zachodzi jednak coś przeciwnego: judaizm jawi się jako całkowicie związany z tym, co „transcendentne”, co ostateczne, co jest rzeczywistością mesjańską, która nigdy nie pogodzi się z historią tego świata. Właśnie z powodu swego wymogu rzeczywistości absolutnej żydowska „religia” nie może wcielić się w ten świat i trwa w świecie paradoksalnym, nierzeczywistym i niemożliwym. Dlatego też żyda napawa rodzaj nienawiści i smutnej nostalgii w stosunku do chrześcijanina, gdyż dla chrześcijanina Mesjasz przynajmniej ma jakieś imię, oblicze, pewną - nawet jeżeli straszliwą - historię, ale nie jest on czystą, trwającą od tysiącleci pustką. Dlatego też nawrócenie się żyda na chrześcijaństwo jawi się w tej perspektywie jako porzucenie czystego mesjańskiego oczekiwania i przyjęcie owej anty mesjańskiej idei, że królestwo Boga istotnie już nadeszło w Chrystusie i obecnie pozostaje jedynie czekać na jego wypełnienie się.
Simha
|
|
|