Start arrow Nasza nauka arrow Maria Wiśnios
 
 
Maria Wiśnios Drukuj
27.01.2007.
MOJE – ŚWIADECTWO
POZNANIA BOGA


Wszystko zaczęło się, gdy po ciężkiej chorobie umarł mój mąż – poczułam się samotna i opuszczona. Miałam wtedy 37lat, a syn 14. By wypełnić pustkę, która towarzyszyła mi, co dnia, zaczęłam częściej chodzić do kościoła na msze święte – byłam przecież katoliczką i nie znałam innych kościołów.
Czytane w tedy w kościele fragmenty z Pisma Świętego w jakiś dziwny sposób łagodziły mój ból, smutek a i samotność, – dlaczego tak się działo??, nie wiem.
Pewnego razu w kościele czytano z księgi Izajasza – nie wiem, który rozdział, ale to, co usłyszałam bardzo mną wzruszyło, zapragnęłam mieć za wszelką cenę Pismo Święte.
Po wielu staraniach udało mi się w końcu, mając już tę piękną księgę nadal chodziłam do kościoła katolickiego, nie znałam innego kościoła i ten wydawał mi się dobry i właściwy. W kościele z uwagą słuchałam, gdy czytano fragmenty z Biblii, starałam się je zapamiętać a nie kiedy niektóre zdania powtarzałam sobie aż wróciłam do domu i szybko szukałam w swojej Biblii to, co było czytane. Często zdarzało się, że czytałam duże fragmenty a nawet rozdziały aż odnajdywałam to, co było czytane na mszy. I tak w końcu zaczęłam zapoznawać się z Bożym Słowem i od pewnego czasu codziennie czytając, tak czytałam przez ok. 5 lat.

W roku 1980 odwiedzili mnie Swiątkowie Jehowych. To, co mówili i czytali z Biblii bardzo mi się podobało. Nawet mój syn przyłączył się do wspólnego studiowania Biblii. Po roku jednak syn zrezygnował a ja zostałam światkiem Jehowych.
Jednakże ciągle mi czegoś brakowało, a moja radość wciąż nie była pełna, czułam, że coś jest nie tak do końca, niby wszystko jest w porządku a jednak brakuję jeszcze czegoś.
W roku 1988 wyszłam ponownie zamąż i wspólnie z mężem chodziliśmy na zgromadzenia światków Jehowych, jednak ten barak czegoś, czego nie dała mi organizacja wciąż się pogłębiał, ten głód narastał a ja nie bardzo wiedziałam, co dalej robić.
Nazwałabym to radością, ale taką radością zimną – ona jest, ale tak jak by jej niebyło, niby oficjalnie wszystko jest w porządku a w środku lód.
W roku 2003 przeprowadziliśmy się ze Śląska do Koszalina ze względu na mój stan zdrowia.
Po dwóch latach musieliśmy zmienić mieszkanie na inne i wynjeliśmy mieszkanie u pewnej kobiety, która od wielu lat była adwentystką dnia siódmego i tak przez wspólne rozmowy na początku a potem wspólne czytanie Słowa Bożego zaczęłam na nowo odkrywać to, co mówi Boże Słowo – a przecież tyle razy to czytałam i nie widziałam to było niesamowite doświadczenie i przeżycie. Cała moja wiara powoli obracała się w ruinę, to, co do tej pory było tak oczywiste i pewne nagle legło w gruzach. I aż pewnego razu mój mąż trafił na Społeczność Mesjańską zaproszony przez znajomego naszej gospodyni, to była prawdziwa rewolucja nie tylko duchowa, ale i fizyczna. Ale zanim to nastąpiło upłynęło jeszcze wiele czasu, broniłam się dzielnie, ale za każdym nowym spotkaniem z tymi ludźmi traciłam swoje argumenty, myśląc, że to są przecież argumenty Biblii, aż w końcu się podałam. W modlitwie zaproponowanej przez brata oddałam swoje życie Bogu i prosiłam o odpuszczenie moich grzechów wyznając, że jedyną drogą i ratunkiem jest Jezus Chrystus.

Dopiero w tedy zdarzył się cud, zaczęłam rozumieć i przyswajać sobie na nowo Boże Słowo, wszystko musiałam budować odnowa, wszystkiego się uczyć, dosłownie a nawe myśleć musiałam się nauczyć inaczej, to było niesamowite.
I tu nagle zaczęłam doświadczać Bożego Pokoju, Bożej akceptacji i tego, co wcześniej mi brakowało miłości, ale jakiejś innej, teraz już wiem, to była ta miłość PELNA, której mi wcześniej brakowało a ja nie bardzo wiedziałam, o co chodzi.
I tak po 25 latach mojej przynależności do światków Jełowych pożegnałam się z nimi i odeszła radosna w Bogu, że mam w końcu to coś, czego mi brakowało i za czym tak bardzo tęskniłam.
I tak dwa razy w tygodniu spotykamy się w Koszalinie na zgromadzeniach z braćmi i siostrami w wierze, mamy Społeczność na której oddajemy Bogu chwalę i cześć.
A 10 grudnia 2006r., z radością przypieczętowałam swoją wiarę zawarciem przymierza z Panem przez chrzest w Zborze Kołobrzeskim. To jest mój najszczęśliwszy dzień w życiu.

Maria.
 
« poprzedni artykuł   następny artykuł »