Potem ukazał mu się Pan w równinie Mamre, a on siedział we drzwiach namiotu swego, gdy był najgorętszy dzień (18, 1).
Ten dzień w dolinie (lub w dąbrowie) Mamre, kolo miasta Hebron, miał być wyjątkowo upalny, jakby Bóg wywiercił dziurę w piekle, żeby jego żar dotarł na ziemię. W talmudycznym komentarzu czytamy ponadto, że tak samo będzie w dniu Sądu. Bóg wydobędzie wówczas słońce zza jego zasłony i nastanie skwar, który spali grzeszników, a sprawiedliwych uleczy. Abraham siedział u wejścia do namiotu, cierpiąc zapewne straszliwe bóle po obrzezaniu. Ciepło miało mu pomóc w rekonwalescencji. I wtedy ukazał się Haszem. Abraham próbował wstać, bo przecież nie przystoi siedzieć w obecności Pana. Bóg powstrzymał go i rzekł: „Jako żyjesz, potomkowie twoi w wieku lat czterech i pięciu siedzieć będą w przyszłych dniach w szkołach i w synagogach, gdy Ja w nich będę przebywał”. Bóg nie przybył, by obdarzyć go nową wizją. Z pierwszych słów parszy Wajera możemy wnioskować, że nawet nie rozmawiał ze swoim wybrańcem. Jedyny raz w całej Torze Bóg pojawia się tu tylko po to, by być widocznym. Objawił się człowiekowi obolałemu, żeby po prostu przebywać z nim i umocnić go. W talmudycznym komentarzu do początku parszy napisane jest: „Naśladujcie Haszem - On odwiedza chorych i wy przeto odwiedzajcie chorych”. Stąd więc płynie ten ważny nakaz, a jak powiada mądrość ludowa, ten, kto odwiedza chorego, zdejmuje z niego dziesiątą część cierpienia. Wedle jednego z komentatorów, Bóg przybył do Abrahama, by radować się zawartym przymierzem, które potwierdzone zostało obrzezaniem.
Gościnność jest jednym z zasadniczych wątków kolejnych fragmentów opowieści. Jak wyjaśniają komentatorzy, Abraham siedział u wejścia do namiotu, ponieważ oczekiwał przypadkowych nawet gości, by okazać im swoją życzliwość. Po Haszem zjawiają się trzej aniołowie. Zapominając o bólu, Abraham biegnie ku nim i kłania się aż do ziemi. Ważniejsze jest okazanie gościnności niż Boska obecność. Taką etyczną lekcję z tego zdarzenia wyciąga Talmud. Ilustracją tego zalecenia może być historia opowiedziana o rabinie Izraelu Meirze Hakohenie, zwanym Chafec Chaim. Przybył do niego w piątek gość. Po powrocie z synagogi i odmówieniu błogosławieństw zasiedli do kolacji szabatowej. Dopiero po zjedzeniu ryby czcigodny mędrzec zaczął śpiewać pieśń Szolem Alejchem, która powinna zaczynać wieczerzę. Gość zapytał, dlaczego Chafec Chaim odwrócił porządek wieczoru, a gospodarz odparł: Wiedziałem, że jesteś głodny. Najważniejsze jest jak najszybciej nakarmić głodnego. A aniołowie pokoju mogą poczekać kilka minut na przywitanie.
Abraham przyjmuje swych gości z gorliwością i serdecznością, ofiarowując im delikatne i dobre cielę, masło i mleko. Sam stanął pod drzewem, a oni jedli. Zaraz potem dwaj aniołowie odwiedzają w Sodomie Lota, który wyprawił im ucztę i upiekł przaśniki (19, 3), a potem bronił ich przed groźnym tłumem, bo „weszli pod cień dachu mego”. Jego gorliwa życzliwość i gościnność pozostawały w jawnej sprzeczności z postawą Sodomitów wobec obcych, których traktowali z nieukrywaną nienawiścią. Gościa uznawali za intruza albo szpiega, którego trzeba ograbić, zgwałcić, nigdy nie okazać pomocy. Dziewięćdziesięciodziewięcioletni mąż z nakazu swego Boga kamiennym nożem najpierw na sobie, potem na wszystkich męskich domownikach, dokonuje zabiegu obrzezania. Odtąd wszyscy męscy potomkowie Izraela ósmego dnia życia mają zawierać z Bogiem przymierze cięcia (brit mila). Po tej operacji imię Abram zastąpione zostaje imieniem Abraham, co znaczy: ojciec wielu narodów. Abram odchodzi. Abraham obrzezany należy już do innego świata. Żyje w innej rzeczywistości. Po dziś dzień obrzezanie jest związane z nadaniem dziecku albo dorosłemu mężczyźnie nowego imienia. Zmiana imienia jest tu oczywistym znakiem moralnego postępu. Imię bowiem jest bezpośrednio połączone z samą istotą osoby i wplecione w nią. Zmiana imienia to zmiana czegoś, co nieudolnie nazywamy zmianą tożsamości czy lepiej - przeznaczenia. W Torze nowe imiona otrzymują Jakub, Józef, Daniel i jego przyjaciele. Bóg zmienia też imię Saraj na Sara. Odejmuje jej boską literę jud. Bóg sam nadaje imiona patriarchom, co tym bardziej wzmacnia istotne przesłanie, że imię i przeznaczenie, jakie Bóg każdej z tych osób wyznaczył, są ze sobą ściśle splecione. Bóg po raz czwarty potwierdza swoją obietnicę: Abrahamowi i Sarze narodzi się syn, przez którego trwać będzie przymierze, naród wybrany będzie liczny jak gwiazdy na niebie i niepoliczalny jak pył ziemski. Ich jedynemu synowi Bóg nadaje imię Jicchak (Izaak), co znaczy „śmiech”, - „wywołujący uśmiech”, bo śmiechem napawała jego rodziców myśl, że w tak późnym wieku mogą jeszcze spłodzić dziecko. Szaleństwem i żartem jest oczekiwać spełnienia się tej obietnicy, gdy mężczyzna jest tak stary, a kobieta już dawno przestała być zdolna do rodzenia dzieci. W ten też sposób Tora wskazuje, że narodziny ludu Izraela, tak jak i narodziny Izaaka, są wydarzeniem absolutnie niezwykłym, a ich przyszłość i przeznaczenie czymś niepowtarzalnym. Po raz wtóry Bóg wyznacza też Abrahamowi obszar Ziemi Obiecanej. Za pierwszym razem mowa jest o terenach między Mezopotamią (rzeką Eufrat) a Egiptem (Nil) (15, 18), za drugim - tylko o ziemi kananejskiej. Pierwszy obszar wyznaczają dwie wielkie, znane wówczas, cywilizacje. Abraham wyruszył z Mezopotamii, a do Egiptu trafił w czasach głodu, jak później jego wnuk Jakub i jego dalsi potomkowie. Pierwsza obietnica wskazuje na to, że między dwoma centrami kulturowymi powstanie nowy naród, konkurujący z wielkimi potęgami świata. Ziemia kananejska, której granice sięgają Libanu, rzeki Jordan i, na południu, pustyni Negew, jest z kolei tą właśnie ziemią, na której rozwinie się życie narodu za czterysta lat. Ta ziemia (Erec) ma swoją świętość i przeznaczenie niezależnie od tego, kto ją zamieszkuje. Ulega wręcz personifikacji. Tak jak człowiek musi co siedem dni odpoczywać, tak co siedem lat ziemia powinna leżeć odłogiem. Halacha stanowi, że co pięćdziesiąt lat należy unieważniać nawzajem swoje długi, a ziemia po pięćdziesięciu latach wraca do swego pierwotnego właściciela. Więcej, ta ziemia odrzuca niemoralne zachowanie. Sodomici zostają skazani za to, że swoje wszeteczeństwa popełniali właśnie na tej ziemi. Usunięci z niej zostaną też Żydzi i pójdą na wygnanie, bo nie przestrzegali Prawa. Ziemia wtedy opustoszeje, miasta obrócą się w ruinę. Na lud padnie strach, „że je gonić będzie chrzęst liścia padającego i będą uciekali (...). I padnie jeden na drugiego (...) ani się ostoicie przed nieprzyjacioly waszymi” (III Księga Mojżeszowa 26, 36-38). Ziemia ma swoje roszczenia i swoje uprawnienia i Izraelici muszą do nich dorastać. Jeśli zgrzeszyli, lecz odpokutowali grzechy, ziemia przyjmie ich z powrotem. Jeżeli żyć będą w prawie, niczego im nie zabraknie. Jej los, jak i życie jej mieszkańców, zależy od troski i miłosierdzia Boga. W Egipcie ludzie sami sieją i nawadniają ziemię, ale Izraela dogląda sam Bóg. Jest to ziemia, „o której Pan, Bóg twój, pieczą ma, i na którą zawżdy oczy Pana, Boga twego, patrzą od początku roku, i aż do skończenia jego. A tak będziecieli pilnie słuchali przykazań moich (...). Tedy dam deszcz ziemi waszej czasu swego, ranny i późny, i będziesz zbierał zboża twoje i wino twoje, i oliwę twoje” (V Księga Mojżeszowa 11, 12-14). Pozostaje ona zawsze obietnicą albo darem, lecz nigdy nie jest dana w posiadanie i użytkowanie tak, jak ktoś posiada dom, auto, kubek do kawy. Jest miejscem harmonii, spotkania tego, co ziemskie, z tym, co ludzkie. W Torze - od chwili gdy Abraham otrzymuje obietnicę Boga, po końcową scenę, gdy Mojżesz patrzy na kraj Izraela zza Jordanu - ta świadomość, że Erec Izrael jest darem i wyzwaniem, pozostaje stale obecna. Lud Izraela staje się narodem nie dlatego, że od dawien dawna posiada wspólną ziemię. Odwrotnie - ponieważ Izrael jest narodem obdarzonym wspólną misją, Bóg daje mu to wyjątkowe miejsce, by ową misję wypełnił. Ziemia Obiecana jest takim darem (i obszarem), który późniejsze pokolenia będą musiały zdobywać orężem. Abrahamowi została ona ofiarowana, choć do końca pozostał wędrowcem i nomadą. Otrzymał ją, ale jej nie wziął w posiadanie. Jego potomkowie muszą już na nią zasłużyć i ją wywalczyć. Wojna o Ziemię Obiecaną staje się wojną świętą, pierwszy poprowadzi ją Jozue, ale kieruje nim ręka Boga. Siedem nakazów danych synom Noego, a powtórzonych na Synaju, było skierowanych zarówno do Żydów, jak i nie-Żydów. Obrzezanie było pierwszym (i ósmym w kolejności, cyfra osiem jest tu bardzo znacząca) przykazaniem danym Abrahamowi jako ojcu licznego narodu i pierwszym dotyczącym jedynie Żydów. Z tekstu biblijnego możemy wnosić, że było dopełnieniem doskonałości („bądź doskonały” - powiada Bóg). Skądinąd w Torze mówi się nie tylko o obrzezaniu penisa. Mówi się też o nieobrzezanym sercu i nieobrzezanym języku, a chodzi tu zapewne o jakiś rodzaj hardości, egoizmu. Użyte jest za każdym razem to samo słowo: orla, które oznacza „napletek”, „przeszkodę”. Orla oznacza więc jakiś rodzaj bariery między człowiekiem a czystością duchową, etycznym postępowaniem. Owa bariera powinna zostać usunięta. Dlaczego jednak usunięcie tego, co naturalne (kawałka żywego ciała), uchodzi za pożądane, a wręcz konieczne? Wedle tradycji Adam miał urodzić się obrzezany. Jego fizyczność zmieniła się, gdy zjadł zakazany owoc. Ludzkość spadła na poziom natury. Twarde się stało jego serce i uszczupliła się moc słowa. Człowieka wypełniły sprzeczności. Między nim a Bogiem powstała bariera. Światło, które przenika cały wszechświat, uległo przesłonięciu. Obrzezanie oznacza więc symboliczny powrót do stanu rajskiego, bezpośredniej duchowej więzi z Bogiem, ale zarazem wskazuje na to, że jest to jednak stan nienaturalny czy wyjątkowy. Obrzezanie ma w sobie coś z udoskonalenia, przekroczenia tego, co dane. Komentarze podkreślają, że aktu tego dokonuje się dopiero ósmego dnia. Sześć dni trwało stworzenie świata, a „siedem” odnosi się do tego, co jednoczy i udoskonala świat fizyczny. Dzień ósmy wykracza poza ten horyzont czasu. Jedni powiadają, że obrzezanie po to odbywa się ósmego dnia, by każde dziecko zdołało się umocnić szabatem. Inni wskazują na element dodatkowy: otóż osiem dni trwa święto Chanuki, upamiętniające odnowienie służby w Świątyni w czasach Machabeuszy. Wbrew wszelkim prawom natury, jednodniowy zapas oliwy wystarczył, by świecznik świątynny płonął aż osiem dni.
Jeśli stwarzanie świata zakończył Bóg w siedmiu dniach, to uzupełnienie tego dzieła i jego doskonalenie, powierzone już człowiekowi, dokonuje się dnia ósmego. Człowiek ma włączyć się w dzieło stworzenia, a obrzezanie jest pierwszym krokiem ku poprawieniu i uzdrowieniu świata. Tak więc akt brit mila wpisany jest w akt stwórczy, tyle że dzieło to przejmują ludzie, wykonując bezwarunkowo Boże zalecenia, tak jak spełnił je Abraham. Obrzezanie, nakazane Abrahamowi, wzniosło go o jeden poziom - o „jeden dzień” - wyżej, to znaczy bliżej Boga, i tym samym stał się on partnerem Boga w nieprzerwanym procesie stwarzania. W jednym z tekstów talmudycznych czytamy, że również sędzia, który wydaje doskonale sprawiedliwe wyroki, uważany jest za współuczestniczącego z Bogiem w stwarzaniu świata. Wynika stąd, że właściwy wyrok przyczynia się do zachowania równowagi osiągniętej w akcie stworzenia, a sędzia ma Boski mandat na sprawowanie swej funkcji. Potwierdzeniem duchowego wymiaru aktu obrzezania a zarazem udziału człowieka w akcie stwarzania jest imię, pod jakim Bóg się objawia - imię Elohim, które pojawia się w Torze wyjątkowo rzadko i w sytuacjach nadzwyczajnych. Najczęściej Bóg występuje pod Swym niewypowiadalnym Imieniem (Jud He Waw He), które wskazuje na Boga nieskończonego, absolutną Istotę. Elohim - zwykle związane z atrybutem sprawiedliwości - wymienione jest w pierwszym wersecie księgi Bereszit oraz w uzasadnieniu wyroku wydanego w raju na ludzkość. Pojawia się, gdy zawierane jest z Noem i jego synami „przymierze tęczy”. Imię to łączy się więc ściśle z aktem stworzenia. Po raz kolejny powraca ono, gdy Bóg nakazuje Abrahamowi obrzezanie i obiecuje mu narodziny syna. Z czasem będzie mowa o „Elohim Abrahama” - o Bogu, któremu Abraham całkowicie zawierzył, o Tym, który był dla Abrahama tarczą i ochroną. Człowiek jest stworzony właśnie na obraz Elohim - jak nauczał na przełomie XVIII i XIX wieku twórca słynnej jesziwy Chaim Wołożyner - na podobieństwo Boga, który świat stworzył i który utrzymuje go w istnieniu. Jeśli więc człowiek jest obrazem tak pojętego Boga, to znaczy, że otrzymał od swego Pana jakąś cząstkę zwierzchności nad mocami istnienia. Trwanie świata jest przeto zależne od postępowania człowieka i on ponosi za nie odpowiedzialność. Człowiek uważany jest za mikrokosmos, a jego dusza za siedlisko niezliczonych światów. Jego serce, rodząc złe uczucia, zatruwa świat duchowy. A skoro dusza ludzka zależna jest od ciała, to i ciało posiada swój duchowy wymiar. Niegodziwe zachowanie, złamanie przykazań prowadzi do narodzin złych mocy, które z czasem powrócą do człowieka - swego sprawcy. Majmonides w Przewodniku dla zbłąkanych kładzie nacisk na jeden aspekt obrzezania: ma ono pohamować seksualne żądze. Ta rana ani nie osłabia funkcji życiowych, ani nie uniemożliwia prokreacji. Nie zachęca ani do abstynencji, ani do daleko posuniętej wstrzemięźliwości. Nie ma na celu represjonowania ludzkiej zmysłowości. Nic nie wskazuje na to, by Żydzi wychowani na rabinicznym judaizmie cenili sobie celibat lub głosili jakieś teorie umartwiania czy wyrzeczenia się radości albo dóbr doczesnych. Obrzezanie ma jedynie skłonić do umiarkowania i panowania nad sobą, tak by żyć wedle znanej Grekom i Żydom zasady złotego środka. Brit mila jest też znakiem wybrania i zarazem oddzielenia. Izraelici zostają fizycznie oddzieleni od reszty i póki żyją, znak ten przypomina im więzi z Bogiem i z narodem i o zobowiązaniach wobec Boga. Zyskują znak, dzięki któremu żaden obcy nie może powiedzieć, że należy do narodu. Oczywiście praktyka obrzezania w świecie starożytnym poza Mezopotamią była szeroko znana. Herodot pisał, że Egipcjanie stosowali je dla celów higienicznych - z Księgi Jozuego wiemy, że brak obrzezania był dla nich „hańbą”. Zdaje się, że spośród narodów bliskich Izraelowi tylko Filistyni tej praktyki nie stosowali. Tak więc z perspektywy historycznej można twierdzić, że zwyczaj ten nie był nowy i nieznany. Zmienia się jednak zasadniczo jego sens. Nie jest już kwestią obyczaju czy tradycji plemiennej. Odtąd jest uznany za nakaz Boga i stoi za nim sankcja religijna. Nie może być zniesiony, ponieważ „będzie wytracona dusza ona [czyli nie przestrzegający nakazu] z ludu swego” (17, 14). Grozi mu kara zwana karet - nie tyle fizycznego wytępienia, ile duchowego obumarcia. „Wytracę człowieka tego” - czytamy w Trzeciej Księdze Mojżeszowej (23,30). Bez wspólnoty, z której się wywodzi, traci swoją duszę, a nawet w skrajnych wypadkach udział w Świecie Przyszłym. To dopiero pokazuje, jak wielką wagę w tradycji judaistycznej przywiązuje się do nakazu mila (obrzezania) i jak ważne dla duchowego rozwoju jest właściwe zespolenie porządku fizycznego z duchowym. Kabaliści powiadają, że człowiek nieobrzezany na duszy i ciele rozpada się i nie może wejść ani do Ogrodu Edeńskiego, ani nawet do Gehinom (piekła), bo w tak absolutnym sensie odcięty jest od wszystkiego, co duchowe. Staje się do bestii podobny i nie jest w stanie nawet pojąć kar, jakie go spotkają w innym życiu. Obrzezanie nie jest dokonywane kiedyś w dzieciństwie, lecz dokładnie dnia ósmego. Czas ten jest jednoznacznie ustalony, nie pozostawia się go wolnej decyzji rodziców. Wreszcie - i to najważniejsze - brit mila jest znakiem przymierza lub przymierzem samym. Jest nieusuwalnym dowodem niezmiennej, danej Izraelowi przez Boga obietnicy, będąc zarazem fizycznym znakiem tożsamości i oddania wspólnocie w przymierzu. Ten, kto świadomie z tego rytuału rezygnuje, nie może mieć nadziei na to, że spotkają go błogosławieństwa przymierza. Słowa Haszem nie pozostawiają tu żadnych wątpliwości. Jest w nich absolutna stanowczość. Razem z obrzezaniem dopełnia się przymierze. Wybierając je, Abraham przestaje być biernym niemal uczestnikiem wydarzeń - nakazane mu zostaje odegranie o wiele bardziej aktywnej roli. Urasta w oczach Boga tak, że zaczyna być traktowany jak partner - Bóg radzić się go będzie, co ma uczynić z miastami rozpusty. Postęp moralny, który symbolizuje zmiana imienia uzupełniona fizyczną przemianą, stał się faktem. Co istotne, Abraham dokonuje na sobie obrzezania, nie pytając, dlaczego, po co. Nie zastanawia się nad jego racjonalnością. Abraham ma być doskonały, co oznacza - jak pisał Raszi - „że ma absolutne zaufanie do Boga, bezwarunkowo przyjmuje wszystkie próby”. Ten motyw zaufania, nie dopominającego się nigdy żadnego wyjaśnienia, pojawia się w innej jeszcze parszy - zawarty jest w stwierdzeniu i nakazie: Nie pytaj, dlaczego istnieje brit mila. Przymierze nazywane też bywa Boską tajemnicą. Jest poza naszym rozumieniem. Myśl tę wyraził wielki komentator Tory, prozelita o imieniu Onkelos. W odpowiedzi na wymówki swego wuja, cesarza Hadriana, miał powiedzieć, że rozumienie Tory jest mniej ważne niż akt obrzezania. Ten sam akt zawierzenia odnajdziemy potem w historii o ofiarowaniu Izaaka na górze Moria. W samej istocie przymierza zawarty jest paradoks: Bóg ogranicza Siebie z własnej woli, a zaufanie człowieka wobec Boga oparte jest na zaufaniu do Jego słowa. Przymierze nie jest jednak sprawą wolnego wyboru. Bóg nakazuje je człowiekowi i Izraelowi. Tym samym wybiera go na Swojego jedynego kapłana i współtwórcę aktu stworzenia. Wybiera go nie dla Siebie samego, ale po to, by służył Bogu dla całej ludzkości. Ten wybór jest zobowiązaniem, a nie przywilejem.
Sodoma i Gomora
Od momentu obrzezania Abrahama kluczowe miejsce w opowieści biblijnej zajmuje Izaak. Trzej aniołowie zapowiadają jego narodziny. Gdy Abraham miał sto lat, urodził mu się syn. Zaraz potem Sara wymusza na mężu wypędzenie Hagar i Ismaela, pierwszego syna Abrahama, tak iżby „tylko od Izaaka nazwane było potomstwo twoje”. Opowieść zamyka historia związania (akeda) i ofiarowania na górze Moria. Między zwiastowanie a narodziny wtrącona zostaje opowieść o Sodomie i Gomorze, które za grzech ciężki będą wytracone. Spuścił na nich Bóg siarkę i ogień, niszcząc miasta, cały okrąg, wszystkich mieszkańców oraz roślinność ziemi. Wiemy też, że Sodoma była zamożna, a okoliczna dolina żyzna, bo Lot, bratanek Abrahama, wybrał to miejsce na zamieszkanie - obfite w wodę, jak ogród Pana. Nie pozostały żadne ślady po obu miastach. Z nielicznych uwag można wnosić, że dolina Siddim (czyli dolina Sodomy) musiała znajdować się nieco na południe od Morza Martwego. „Bo siarka i sól wypali tę wszystką ziemię, że nie będzie osiewana ani też rodzić będzie i nie zrośnie na niej żadna trawa” - powiada Mojżesz ludowi w imieniu Boga, ostrzegając przed zerwaniem przymierza (V Księga Mojżeszowa 29, 23). Z kolei prorok Sofoniasz, wzywając do nawrócenia, mówił, że ziemie Moabu staną się, jak Sodoma, „miejscem pokrzyw i jamą solną, i pustynią aż na wieki” (2,9). Obszar ten, dziś poprzecinany asfaltowymi drogami prowadzącymi do eleganckich, nadmorskich hoteli i nielicznych kibuców, wydaje się zupełnie martwy. Pozostała solna figura na wzgórzu, nazywana „żoną Lota”, i góra Sodomu. Archeolodzy odkryli na tych terenach liczne naczynia i paleniska, datowane na koniec III tysiąclecia p.n.e. Znaleziono starożytne menhiry i kamienne kolumny, które mogły być dla celów kultowych użytkowane przez setki lat, po 2100 rok p.n.e. Zapewne tu właśnie były jakieś miasta, które dotknęła katastrofa naturalna. Geolodzy wykluczyli wybuch wulkaniczny w tej części świata. Najpewniej było to jedno z ostatnich w tym regionie trzęsień ziemi. Jak często bywa, trzęsieniu towarzyszył oślepiający blask wywołany rozpalonym gazem ziemnym, wyciekiem smoły ziemnej i asfaltu. To wyjaśnia, dlaczego Abraham zobaczył dym wychodzący z ziemi, „jako dym z pieca” (19, 28). Trzeci raz Bóg dotyka ludzi zbiorową karą. Za pierwszym razem ziemię zalewały dolne i górne wody potopu. Za drugim Bóg pokolenie wieży Babel skazał na rozproszenie. Tym razem wszyscy mieszkańcy dwóch miast mają ulec zagładzie, ponieważ przeciw nim rozlega się wielki krzyk (18, 20). Czyj to krzyk dobiegł Boga? Midrasze powiadają, że był to krzyk młodej dziewczyny zamęczonej na śmierć dlatego, że karmiła żebraka. Tą dziewczyną miała być Paltit, córka Lota, która ukradkiem, mimo zakazów, przynosiła chleb nędzarzowi. Trzech szpiegów złapało ją na gorącym uczynku i za to spalono ją żywcem na stosie. U Ezechiela czytamy: „Oto ta była nieprawość Sodomy (...), pycha, sytość chleba i obfitość pokoju, co ona mając i córki jej ręki jednak ubogiego i nędznego nie posilała. Owszem, wyniósłszy się, czyniły obrzydliwość przed obliczem Mojem” (16, 49-50). Zła i obrzydliwości nie popełniano w ukryciu. Nie był to tylko chwilowy wybuch szaleństwa czy złych sil. Zło nie polegało na obrazie Boga lub składaniu fałszywych przysiąg. Grzech ma charakter czysto moralny, a pojęcie to ma sens jedynie wtedy, gdy uznamy istnienie powszechnego prawa moralnego, które obowiązuje wszystkich ludzi. Znieprawienie stanowiło samą istotę prawa i zasad etycznych Sodomitów. Nie chcieli wpuszczać obcych, by nie dzielić się swoim bogactwem. Za nic mieli biednych i poniżonych. Byli aroganccy i ufali tylko swej sile, nie zważając na dary, które dostali od Boga. To nie zło było tu pokusą, ale właśnie dobro, na którym przyłapano Paltit. Sodomici - zarówno ci pierwotni, jak i ci, których dzisiaj tak nazywamy - są zawsze karani za zaślepienie i samozadowolenie. Błogosławieństwo dostatku przesłania im ich własne błędy i nie stać ich na skruchę i żal. Zapewne do Sodomitów odnoszą się słowa proroka Izajasza: „A cytra i lutnia, bęben i piszczałka, i wino bywa na biesiadach ich, ale na sprawy Pańskie nie patrzą, a na uczynki rąk jego nie oglądają się” (5, 12). Miarą i kryterium ich zepsucia jest, co znaczące, stosunek do gości, przybyszów, obcych. Gościnność Abrahama i Lota pozostają w jawnej sprzeczności z tym, co czynią mieszkańcy Sodomy. Wiemy, że Bóg głęboko zastanowił się nad losem miasta, bo jak mówił do Siebie: „Zstąpię teraz a obaczę, jeśli się według krzyku tego, który mię doszedł, do końca sprawują” (18, 21). Tym bardziej był skłonny tak uczynić, bo Abraham modlił się i błagał w imię sprawiedliwych, których poszukiwał w zniszczonych potem miastach.
Jedynie dziesięć razy pojawia się w Torze wzmianka o tym, że Bóg zstępował. Z użycia go w opowieści o Sodomie wyciąga się lekcję o zasadniczej wadze: w sprawach gardłowych sędzia nie może wydać wyroku wcześniej, nim samodzielnie nie zbada sprawy. Z kolei mędrcy zalecają (Pirke Awot 2,4): „Nie osądzaj swego sąsiada, póki nie znajdziesz się w jego położeniu”.
Wedle jeszcze innej interpretacji tego zdania Bóg dał mieszkańcom obu miast szansę skruchy. Gdy człowiek staje się więźniem swoich namiętności, gdy brak mu sił woli, by moralnie się podnieść, Bóg ofiarowuje pomoc, „zstępuje do niego” i otwiera przed nim bramę skruchy. Niektórzy pozostają obojętni, w innych duszach, jak to się stało z Lotem i jego córkami, rozpala się iskra miłości do Boga. To doświadczenie powtarza się co roku, gdy przez dziesięć strasznych dni żalu, poprzedzających święto Jom Kipur, Bóg schodzi do człowieka i „pozwala, by Go odnaleźli wszyscy, którzy Go szukają”.
Ta jednak interpretacja, choć ważna i piękna, zdaje się tylko odległą, acz nigdy nie spełnioną, możliwością. Bo w całej opowieści o Sodomie, jak i w historii Noego oraz potopu, nie pada wprost ani jedno słowo o skrusze. Ani Noe nie wzywa współczesnych sobie do nawrócenia, ani Abraham i wysłannicy Boga nie ostrzegają Sodomitów przed nadchodzącą katastrofą. Jakże odmienna jest opowieść o Jonaszu. Ten oporny prorok dał grzesznej Niniwie czterdzieści dni, by się nawróciła. Dość czasu, by pojąć, jaka groźba nad nimi zawisła. „I uwierzyli Niniwczycy Bogu, a zapowiadawszy post oblekli się w wory” (3, 5). Pokuta stanowi podstawowy temat nauczania proroków. Wiemy też od kabalistów, że Bóg, nim stworzył świat, stworzył pokutę, wiedząc, że zło się obudzi i grzech rozleje się po świecie. Tymczasem w pierwszych opowieściach o winie i karze - w historii potopu i w opowieści o Sodomie - nie ma mowy o potrzebie skruchy. Jedynie słowa Abrahama modlącego się o ocalenie miasta mogą być odczytywane jako zapowiedź pokuty. Rozstrzygającego dowodu przeciw Sodomitom dostarczyła wizyta dwóch aniołów u Lota. Wieczorem przybyli do miasta i nim zdążyli się położyć na spoczynek, wszyscy mężczyźni Sodomy, od najmłodszego do najstarszego, otoczyli dom Lota i zażądali wydania gości, by sobie z nimi „poigrać”, co wyrażone zostało słowami: „poznać ich”. Można się domyślać, że chodzi tu o seksualne żądze i homoseksualizm. Termin „sodomia” stosowany dawniej na określenie stosunków homoseksualnych, a dziś ograniczony tylko do obcowania ze zwierzętami, bierze się właśnie stąd. Chcąc obronić swoich gości, Lot proponuje tłumowi swoje córki, które dotąd - jak powiadał - „nie poznały mężczyzny”.
Dlaczego za egoizm i pychę Bóg tak surowo karze te miasta? Przecież tego rodzaju występki nie są czymś tak bardzo wyjątkowym. Czy stałoby się tak samo, gdyby Sodoma znajdowała się gdzieś w Afryce czy w Europie? Dwie są możliwe i nie wykluczające się odpowiedzi. Pierwsza wskazuje na to, że rzecz działa się na ziemi świętej, na ziemi ofiarowanej Abrahamowi. Ramban, średniowieczny komentator Tory, pisał: „Pośród narodów wiele jest grzesznych ludzi, ale Bóg ich nie zniszczył. Uczynił to z Sodomą, z racji duchowego wywyższenia Ziemi Izraela, bo ta jest Świątynią Pana”. Nie ma tu miejsca ani dla Sodomitów, ani dla Kananejeżyków, ani dla żadnego innego grzesznego narodu. Należy do ludu Izraela, ale i lud ten może na niej przebywać pod warunkiem, że sam spełnia zasadnicze moralne wymagania. I tak dochodzimy do drugiego wyjaśnienia. Zapowiedź zniszczenia Sodomy i Gomory poprzedzona jest słowami: Wybrałem go bowiem, „przetoż przykaże synom swoim i domowi swemu po sobie, aby strzegli drogi Pańskiej i czynili sprawiedliwość i sąd” (18, 19). W dosłownym tłumaczeniu powinno być: aby zachowywali miłosierdzie lub dobroczynność (cedaka) oraz sprawiedliwość, prawo (miszpat). Najpierw mowa jest o miłosierdziu, potem o prawie.
W miastach tych wszyscy zbuntowali się wobec Boga i jego praw, nie przestrzegając jednego choćby przykazania. Haszem obserwuje świat ludzki i ocenia go ze względu na sprawiedliwość i prawo. Tego oczekuje od wszystkich. Tak jak napisane jest w Księdze Izajasza: „Słuchajcie słowa Pańskiego, książęta sodomscy! Przyjmijcie w uszy zakon Boga naszego, ludzie gomorscy!” (1, 10). Zniszczenie tych dwóch miast, opisane na początku Tory i całej Biblii, jest zapowiedzią, że Bóg zniszczy grzech, gdzie tylko podniesie on swój straszny łeb. Lud Izraela ma strzec drogi Pana - po to został wybrany. Ale zarazem zadajemy sobie za Abrahamem pytanie: czy świat oparty tylko na fundamencie sprawiedliwości może przetrwać? Bóg wzywa do przestrzegania praw, ale to Abraham pyta Boga, czy On sam do tych regut się stosuje: „Izali Sędzia wszystkiej ziemi nie uczyni sprawiedliwości?” (18, 25). Wiara Abrahama w tym miejscu nie jest wiarą ślepo uległą. Bóg bada człowieka i człowiek bada Boga. Wobec ustanowionych przez Haszem absolutnych wartości określają swoje miejsce zarówno poszczególni ludzie, narody, jak i sam Bóg. Tym bardziej Abraham może domagać się od Boga wyjaśnień i usprawiedliwień, skoro Bóg postanowił nie zatajać przed nim tego, co zamierza uczynić. Podsłuchujemy wewnętrzny dialog Pana z samym Sobą, w którym człowiek wybrany został na doradcę. W osobie Abrahama spełniają się cechy prorockie, których opis znajdujemy w Księdze Amosa, choć i w Bereszit patriarcha nieco później nazwany jest prorokiem (20, 7): „Zaiste, nic nie czyni panujący Pan, chyba żeby objawił tajemnicę swoje sługom swoim, prorokom” (Amos 3, 7). Abraham zostaje powiernikiem Pana i Jego partnerem. Swemu Bogu stawia pytania, wymaga, niemal wykłóca się o sprawiedliwość i miłosierdzie. Podobnie rzecz się ma z Hiobem, Psalmistami i z Jeremiaszem, który, jak praojciec Abraham, domaga się od Boga wyjaśnienia Jego decyzji i sądów: „Sprawiedliwym zostaniesz, Panie! Jeśli się z tobą rozpierać będę, a wszakże o sądach twoich z tobą mówić będę. Czemuż się droga niezbożnych szczęści? Czemuż spokojnie żyją wszyscy, którzy bardzo wystąpili przeciwko tobie?” (Jeremiasz 12, 1). Obaj prorocy oczekują od Boga odpowiedzialności i nie chcą, by ich Bóg postępował jak pogańscy bożkowie, kierujący się czystym kaprysem.
Można też odnieść wrażenie, że Bóg nie tylko po raz któryś wywyższa swego wybrańca, ale że poddaje go jednocześnie kolejnej próbie. Zawiadamia go o tym, co zamierza uczynić, sprawdzając, jak też on się zachowa - czy będzie bronił skazanych, czy zostawi ich swemu losowi. Po raz pierwszy ktoś modli się o drugiego człowieka. Ale modlitwa Abrahama jest dziwnie sprzeczna. Raz domaga się, by sprawiedliwych nie wyniszczyć na równi z niepobożnymi („Izali też zatracisz sprawiedliwego z niezbożnym?”, 18, 23), a zaraz potem chce ocalić wszystkich, nawet niesprawiedliwych, w imię sprawiedliwych. Tym samym ustanowiona zostaje tu nowa i niezwykła zasada: odpowiedzialności niewielu, acz doskonałych etycznie osób za całą wspólnotę. Tę samą regułę przedstawia prorok Jeremiasz: „Obchodźcie ulice Jeruzalemskie, a upatrujcie teraz i obaczcie, a szukajcie po ulicach jego, jeśli znajdziecie męża, jeśli kto jest, coby czynił sąd i szukał prawdy, a przepuszczę mu” [tzn. miastu Jeruzalem] (Jeremiasz 5, 1).
Abraham i jego potomkowie zostają wezwani do sprawiedliwości i prawa, by strzegli dróg Pana. Prorok Ozeasz powiada: „Kto mądry, niech to zrozumie, a kto roztropny, niech to pozna, bo drogi Pańskie są proste, a sprawiedliwi po nich chodzić będą, ale przestępcy na nich upadną” (14, 9) - słowa te doskonale rozświetlają znaczenie określenia: „drogi Pańskie”. Jest to drugie przykazanie - spójne z tym, co wcześniej nakazał Bóg - „chodź przed obliczem moim, a bądź doskonały” (I Księga Mojżeszowa 17, 1). „Chodź przede mną” - służ Mi i przylgnij do służby dla Mnie, „bądź doskonały” - zaufaj całkowicie Bogu, przyjmij bez wahań próby, którym jesteś poddany. Dla osiągnięcia tego celu najpierw dane zostało ludowi obrzezanie (brit mila) - nakaz oczyszczenia i uświęcenia życia fizycznego. Tym razem mowa jest najpierw o cedace, czyli o sprawiedliwości spełniającej się w litości oraz miłosierdziu, w obowiązującym wszystkich nakazie pomocy biednym, zagubionym, obcym. Sprawiedliwości można wymagać, lecz miłosierdzia i odpuszczenia grzechów (18, 26) jedynie oczekiwać.
Po raz pierwszy w biblijnej historii wyjawiona zostaje zasada Boskiego miłosierdzia i litości. Słowa o niej powtarzają się w całej Biblii wielokrotnie, tak iż ulega przemianie związek między sprawiedliwością (cedaka) a miłosierdziem (chesed). W Drugiej Księdze Tory Bóg powiada do Mojżesza: „ Pan przed twarzą twoją, zmiłuję się, nad kim się zmiłuję, a zlituję się, nad kim się zlituję” (33, 19), a kilka wersetów dalej czytamy: „Bóg miłosierny i litościwy, nie rychły do gniewu, a obfity w miłosierdziu i w prawdzie” (34, 6). Miłosierdzie stanowi tu już o istocie Boga, co powtarza się w proroctwie Ozeasza: „Nie wykonam gniewu zapalczywości mojej (...) bom Ja Bóg, a nie człowiek” (11, 9).
Z czasem miłosierdzie i skrucha spotykają się ze sobą, dopełniając się i umacniając. W modlitwie Abrahama, która jest częścią opowieści o Sodomie, akcent pada na związek miłosierdzia i prawa oraz na pytanie, czy miłosierdzie nie kłóci się z czystą sprawiedliwością, na której wspiera się świat. Oba atrybuty posiada Bóg, a dziełem człowieka i celem, dla którego istnieje, jest to, by w tym Boga naśladował. „Oznajmił ci człowiecze, co jest dobrego, i czego Pan chce po tobie, tylko abyś czynił sąd, a miłował miłosierdzie i pokornie chodził z Bogiem twoim” (Micheasz 6, 8). Przebaczenie jest dziełem sprawiedliwych - cadildm. Na nich opiera się ład moralny. Jest ich trzydziestu sześciu w każdym pokoleniu. Nie szukajmy ich. Zapewne i tak nie zdołalibyśmy ich znaleźć. Lecz oni z pewnością gdzieś są.
Simha
|