Cień diabla
07.01.2007.

Hi 22, l - 26, 14

Rozpoczyna się trzecia z kolei seria mów. Jest odmienna; inna niż poprzed­nie. Zamilkł Sofar, do Hioba mówią już tylko dwaj jego przyjaciele - Elifaz i Bildad, ten drugi bardzo krótko. To, co mówi Elifaz jest dość zdumiewa­jące.

„Wziąłeś zastaw od braci twych bez przyczyny i półnagich odzierałeś z odzienia. Nie podałeś wody zmęczonemu i głodnemu odmawiałeś chleba. W mocy ramienia twego dzierżyłeś ziemię, a mocniejszym będąc, trzymałeś go. Wdowy puszczałeś z próżnymi rękoma, a ramiona sierot druzgotałeś. Przeto zagarnięty jesteś sidłami..."

Przypomnijmy sobie: najpierw dawano Hiobowi do zrozumienia, że najwidoczniej wielkim jest grzesznikiem, skoro tak wielkie nieszczęścia spuścił nań Bóg; lecz nie mówiono wyraźnie, w czym zawinił, i Hiob na próżno dopytywał o swoje grzechy. Potem w sposób nader wymowny i barwny mówiono o bezbożnikach i ich winach, dając do zrozumienia, że mowa o Hiobie. Na koniec teraz właśnie - przedkłada Elifaz Hiobowi rzeczowy i dokładny rejestr popełnionych przezeń grzechów. Skąd wziął Elifaz ten wykaz grzechów? - Znikąd. Z powietrza. Rejestr jest wymyślony, skłamany, fałszywy. Elifaz rzuca oszczerstwo. I trudno myśleć, by czynił to w nieświadomości. Nie jest przecież obcy. Znając Hioba, mógłby, co najwyżej podejrzewać go o jakieś grzechy ukryte i tajemne, lecz nie o przewinienia tak jawne, jak krzywdzenie wdów i sierot, zdzierstwo albo zabór ziemi.

Elifaz kłamie świadomie. Świadomie rzuca oszczerstwo. Czyni to tylko po to, by móc powiedzieć:, „przeto zagarnięty jesteś sidłami". Elifaz doszedł do końca swej drogi: dorobił fałszywą baśń do faktu. Faktem było wielkie nieszczęście Hioba. Fakty są po to, by je badać, wyjaśniać i tłumaczyć. W mniema­niu Elifaza lepsza jest oszczercza bajka niż kapitulacja: zatrzymanie się u progu tajemnicy. Mówi, więc Hiobowi: jesteś łotrem, złodziejem, zdziercą, zaborcą i krzywdzicielem bez sumienia i bez miłosierdzia. Wszystko to nieprawda, lecz ta nieprawda jest dla Elifaza czymś podobnym do zaklęcia; bo nie mogą prze­cież istnieć sprawy niewytłumaczalne. Zaklęcie to jest ostatnią tarczą Elifaza - tarczą pozorną, bo skłamaną, utkaną ze słów bez pokrycia.
Rzeczą wręcz przerażającą jest jednak inna zupełnie sprawa. Oto Elifaz, zanim jeszcze rzucił na Hioba oszczerstwo, mówi doń tak:

,„Co za pożytek jest dla Boga, jeśli sprawiedliwy jesteś? Albo, co mu dajesz, jeśli droga twoja jest nieskalana?..." Trzeba się nam zastanowić nad słowami Elifaza, gdyż człowiek ten znalazł się na miejscu bardzo niebezpiecznym: tam, gdzie tuż obok prawdy, małpując ją, otwiera się nieopisana otchłań kłamstwa. Człowiek nie może przydać ani odjąć chwały Bogu. Wszystka prawość człowieka nie sprawi, że Bóg stanie się większy. Wszystko też zło obecne w świecie i stworzeniu nie odejmuje nic ze świętości Boga. Kiedy więc Elifaz pyta:, „Co za pożytek jest dla Boga, jeśli sprawiedliwy jesteś?", kiedy daje do zrozumienia, że uczciwe drogi ludzkie nie są darem, od którego zależna byłaby chwała Boża - zdawałoby się, że wszystko jest w porządku. Racje ma Elifaz.

Elifaz istotnie ma rację, a to w tym właśnie sensie, w jakim sprawę tę wyjaśnialiśmy przed chwilą. Jest to racja odrębności natur Stwórcy i stworze­nia; racja nietykalności i całkowitej suwerenności Boga. Lecz równocześnie Elifaz mówi najgłębszą nieprawdę, kłamstwo iście diabelskie: gdyż Bogu nie jest obojętna sprawiedliwość i prawość dróg ludzkich ani też zło obecne w świe­cie. Dobroć i prawość, sprawiedliwość, miłość i miłosierdzie nie są wspomo­żeniem ani „pożytkiem" dla Boga; lecz uwielbieniem i oddaniem Jemu należnej chwały przez swoich świętych. Musi być w stworzeniu albo rzeczach świata odblask chwa­ły Pana i nie jest to obojętne Bogu. Prawe drogi człowiecze niczego nie „dają" Bogu; lecz pragnie Bóg, aby drogi te były prawe, gdyż także i prawość jest chwałą stworze­nia.

Zobaczmy, więc co właściwie się dzieje:
Elifaz bardzo usilnie stara się wieżć w grzeszność Hioba. Stara się wieżyć we wszystkie najgorsze rzeczy, aby ocalić swoje rozumienie wiary, dostępną w rozumienie sprawiedliwości Bożej:, że słusznie spotkało to Hioba to, co go spotkało.

Lecz przecież znał tego człowieka od lat, skoro był jego przyjacielem. Gdzieś w głębi serca musiał wiedzieć: Hiob jest prawym i sprawiedliwym człowiekiem. Należało, więc na koniec znaleźć jakieś inne wyjście. I Elifaz znajduje je. Mówił o Bogu wiele pięknych i wzniosłych słów; jakiż Bóg jest jednak ukryty teraz w słowach Elifaza? Tłumaczy, że zupełnie obojętny jest prawdziwy stan rzeczy: praw jest Hiob, czy nie. To nie ma znaczenia, gdyż nic Bogu z jego, Hioba, prawości i sprawie­dliwości. Naprawdę ważne są aktualne, dotykalne fakty: wielka bieda, wielkie poniżenie Hioba. To, że jest trędowaty, porzucony. Ze jest nędzarzem. Jest to los zaiste godny złoczyńcy.

Skoro Bóg dał ci los godny łotra - Hiobie, umówmy się, że jesteś nim naprawdę, byle tylko Bóg odjął od ciebie swą rękę. Bezpodstawnie brałeś za­staw od braci. Odzierałeś półnagich. Głodnym odmawiałeś chleba i nie poda­łeś wody zmęczonym. Nie było w tobie krzty miłosierdzia. Kradłeś ziemię i trzy­małeś ją przemocą. Druzgotałeś ramiona sierot. Było tak czy nie - nieważne, Hiobie. Obojętne. Jeśli sprawiedliwy jesteś, nic Bogu z tego. Wiekuisty traktuje cię jak wielkiego grzesznika, więc bądźże nim, choćbyś nim nie był. „Poddaj Mu się i miej pokój..." Przestań kłuć Go w oczy czystością swojego sumie­nia, prawością twoich dróg.

Elifaz mówił o doskonałości i świętości Wiekuistego, lecz czyni zeń oso­bowość poczwarną. Buduje obraz kogoś, kto tylko po to milczy nad cierpienia­mi niewinnych, aby przyznali się do win niepopełnionych. I w tym samym celu bije. Aby sprawy przypieczętować, kończy Elifaz z mdlącą pobożnością:, „Bo kto się uniży, będzie w sławie, a kto spuści oczy, ten będzie zbawiony".
Aż niewiarygodne, że tak wiele przewrotnego i bluźnierczego kłamstwa można ukryć w pozorach prawdy. A nawet tuż obok prawdy rzeczywistej, na krawędzi myśli i słów. Kiedy się uważnie śledzi drogi dowodzeń przyjaciół Hioba, utwierdza się w człowieku także i wiara w szatana.

A cóż Hiob?
Ten człowiek naprawdę może zdumiewać. Czuje się osaczony milczeniem Boga tak łudząco podobnym do nieobecności. „Jeśli pójdę na wschód, nie wi­dzę Go; jeśli na zachód, nie zrozumiem Go. Jeśli w lewo, cóż uczynię? - nie uchwycę Go; jeśli się obrócę w prawo, nie ujrzę Go". Nieustannie czuje się też odtrącony samą już nieopisaną chwałą i wielkością Wiekuistego, lecz śpiewa hymn o owej chwale. „On rozciąga północny kraj nad próżnią i zawiesza zie­mię nad niczym. On więzi wody w obłokach swoich, aby razem nie spadły na dół. On trzyma oblicze stolicy swojej (...). Otoczył granicą wody aż tam, gdzie kończą się światło i ciemność. Słupy niebieskie trzęsą się i lękają się na skinie­nie Jego. Mocą Jego zebrały się? nagle morza, a roztropność poraziła każdego. Duch Jego ozdobił niebiosa (...). Oto o części dróg Jego się rzekło, a ponieważ ledwie małą kroplę mowy Jego słyszeliśmy, któż będzie mógł patrzeć na grom wielkości Jego?"

A przecież jest ktoś, kto waży się stanąć przed Bogiem, przed owym gro­mem wielkości, nie spuszczając oczu: on sam, Hiob, trędowaty nędzarz porzu­cony i samotny.
Bo Hiob z milczącą pogardą odrzuca przewrotne sugestie Elifaza. Ściera oszczerstwa szatana.
Czyni to w imię prawdy. W imię swojego ludzkiego sumienia. I w imię swojej wiary.