Poznał imię |
07.01.2007. | |
Rdz 2,19-20 Ludzie Biblii wierzyli w słowo. W jego wagę, znaczenie i wartość. Więcej: w jego bardzo zasadniczą od korzenia sakralność. Myśl, refleksja, poznanie było rzeczą Boga; były od Boga. Słowo było towarzyszem myśli, bratem poznania. Na początku istnienia wszechrzeczy stało słowo Boga; w sensie innym niż w znanym Janowej Ewangelii, ale równie istotnym: „Słowo było u Boga". Było czymś świętym. Azjatyckie czy greckie bóstwa były dla człowieka Biblii nieme nie tylko, dlatego, że nieme były ich posągi; to także niemota posągów była wiernym wykładnikiem i wyrazem ich fałszywości budzącej pogardę. Prawdziwy Bóg był Bogiem stwórczego, porządkującego i darzącego życiem słowa. Nam już od bardzo dawna zmierzchła ta wiara. Nikt nam nie jest winien: to my sami odeszliśmy od niej i zrobiliśmy wszystko możliwe, by tak było. Słowo dano człowiekowi „na obraz i podobieństwo" - jak myśl, jak refleksję, jak poznanie, jak duszę samą. Słowo przynosiło człowiekowi zaszczyt albo hańbę i to w sposób nieuchronny. Niedyskrecja była rzeczą poniżającą jak złodziejstwo. Nadużycie słów było rzeczą godną głupca. Uczciwe słowo niosło radość. Dobre słowo było jak lek w chorobie. Mądre słowa porównywano do źródła dającego życie. Słowo prawdy było miłe Bogu. Dla człowieka Biblii słowo było równoznaczne z prawdą sądził, więc, że słowo kłamliwe lub przewrotne jest grzechem bliskim świętokradztwu. Grek ceniący sobie sztukę pięknego łgarstwa nawet na olimpiadzie i upatrujący mądrość w kłamstwie celowym i skutecznym - był dla człowieka Biblii kimś gruntownie obcym, kimś z zewnątrz, po dwakroć poganinem, bo nie rozumiał świętości słowa. W najlepszym wypadku był jak dziecko, któremu dano do ręki coś, do czego nie dorósł. Świat Biblii nie zna pojęcia baśni w sensie pięknej, lecz nieprawdziwej opowieści. Biblijna opowieść - jak ta o Jonaszu w brzuchu ryby - musiała pouczać o prawdzie, musiała być obrazem prawdy. Dla tych ludzi słowo było nie tylko nośnikiem porozumienia; wierzyli, że nawet w ludzkim słowie jest coś z władzy nad istnieniem, nad życiem, nad śmiercią. Hebrajskie Prawo bardzo srogo karało słowne zabiegi magiczne i samą nawet wiarę w magiczną moc słowa. Tym ludziom nie chodziło o magię - nieuprawnione czynienie sługi ze słowa. Wierzyli w głęboką wartość i zasadniczą świętość słowa: to właśnie, dlatego karali zaklęcia. Imię było słowem o specyfice zupełnie szczególnej. Poprzez imię dotykało się istoty osoby, stworzenia, rzeczy. Człowiek bez imienia był niczym. Rzecz nienazwana była jakby zatrzymana w istnieniu. Zmienić imię - znaczyło zmienić osobowość. Nadać komuś nowe imię - to czasem tyle, co wziąć we władzę albo opiekę, najczęściej jednak - obdarzyć nowym życiem. Wybaczenie jest odnowieniem imienia. W Nowym Testamencie zmartwychwstanie stanie się nowym imieniem człowieka, zachowującym jego tożsamość, lecz nie identyczność; czymś podobnym do aktu stworzenia. Nowe imię człowieka jest powtórnym wywiedzeniem z prochu. Nazwać - to tyle, co poznać, wejść w bliski kontakt, poddać przyjaznej bliskości. W nazwaniu było coś z przeniknięcia i coś z kreacji. Taki jest świat Biblii. Trzeba weń wejść, trzeba patrzeć tamtymi oczyma, jeśli się chce cokolwiek zrozumieć. Kiedy Stwórca powołuje do istnienia wszechświat i kiedy w Księdze padają nazwania - nie są one kwestią kaprysu i nie ma w nich nic z przypadku. Kiedy Bóg nazywa ciemność nocą, nie ma w tym krzty umowności. W słowie „noc" tkwi samo jądro ciemności, słowo jest zawiązkiem rzeczywistości. A jeśli człowiek Biblii pisze o tym, nie ma w tym krzty informacji słownikowej. Jego przekaz znaczy, iż dzięki Stwórcy poznał noc i już się jej nie lęka, gdyż zna jej imię: imię stworzenia. Popatrzmy: Biblijny Bóg nazywa światłość i morze, i ląd - ale przychodzi także i taki czas, kiedy przyprowadza przed człowieka wszelkie żyjące stworzenia. Dzieje się rzecz bardzo dziwna: Stwórca ich nie nazywa. Nie wyjawia ich imion. Nie objawia ich istoty. Czeka, aby uczynił to człowiek: „Wszystko, bowiem, czym nazwał Adam istoty żyjące, jest ich imieniem". „I nazwał Adam imionami ich wszystkie zwierzęta i wszystko ptactwo powietrzne, i wszystkie zwierzęta ziemi". Człowiek nie jest stwórcą. Jest stworzeniem, tak samo jak owe zwierzęta i ptaki. To, o czym opowiada biblia, jest przekazem naprawdę zdumiewającym: jakby Bóg pozwolił człowiekowi stanąć przy sobie. Człowiek nazywa. Człowiek wypowiada imię stworzenia. To znaczy bardzo wiele, jeśli się pamięta o biblijnej specyfice słowa, nazwania, imienia. Bo to oznacza nie tylko poznanie, bliskość, kontakt, przeniknięcie istoty. W tym jest coś większego. Jakby pozwolono człowiekowi położyć dłoń na wywołującej z nicości ręce Boga. Jakby potwierdzono dowodnie, że nie na próżno stworzony został „na obraz i podobieństwo". Jakby mu zaufano bardzo wielką ufnością. Wśród wszelkich stworzeń, które nazwał, poznał i przeniknął, nie było żadnego, które byłoby jak on. I postawiony przy Stwórcy człowiek poznał swoją samotność. To bardzo trudno wyrazić. Był przecież pomiędzy bliskimi sobie stworzeniami, wywiedziony - jak one wszystkie - z mułu ziemi; był także w obliczu Pana, stworzony na obraz i podobieństwo Boga. A jednak był sam, ponieważ pozostawał stworzeniem, a wśród nich nie było żadnego jak on. Ów epizod znaczy jeszcze coś więcej: skoro, bowiem człowiek poznał swoją odrębną samotność, w konsekwencji znaczy to, że poznał samego siebie. Poznał swoje imię. A stało się to, gdy w przyjaźni stał obok Pana - mimo wszystko samotny w swym człowieczeństwie. Takie było jego imię najdawniejsze. Nam, dla których słowo znaczy już tak niewiele, trudno jest uwierzyć w wiarę tamtych ludzi. Nam, którzy chowamy się tak często za liczman słów wytartych jak zmięta gęba szalbierza, trudno jest uwierzyć w ich świat. Ale trzeba. Po prostu, dlatego, że takie były ich obiektywne uwarunkowania wewnętrzne i kulturowe. Taki był i jest naprawdę świat biblii. Bez zrozumienia akceptowanej przez biblię wagi słowa ten świat pozostanie zamknięty. Pismo pozostanie zakryte. Spotkanie z Pismem jest przygodą odnalezionej świeżości, głębi i mocy słowa. Dlaczego, bo dzięki swojej mocy to Słowo zmienia wszystko, nawet ludzkie życie |