Sprawa Miriam
07.01.2007.

Lb 11, 35-12, 15

„A ruszywszy od Grobów Pożądania, przeszli do Chaserot i zatrzymali się tam

- Jest w dziejach Ludu Wybranego motyw wciąż powracający i przez to usta­wiczne powracanie nużący. A nie tylko nużący, lecz także niepokojący i do­skwierający, gdyż dający wrażenie pewnej nieuchronności. Jest to tak jakby w wielkiej symfonii spraw Boga i ludzi powracał wciąż od nowa na coraz to innych instrumentach wygrywany, w coraz to innej tonacji prowadzony dyso­nansowy motyw dawno już znany i niejednokrotnie słyszany, a jednak nieuchron­ny jak powracający zmierzch.

- Jak powracająca smuga ciemności. Jak kalectwo, którym można na czas jakiś zapomnieć - ale ono przypomni się samo, zostało bowiem wpisane w organizm i tkwi w nim jak cierń. Mówię o motywie grzechu. Ruszyli od Kibrot Hattaawa, od Grobów Pożądania, i przyszli do Chase­rot. W tychże Grobach Pożądania zostało wielu, którzy „odpędzili Pana" od siebie (jak mówi Pismo) z przyczyn zupełnie groteskowych: gdyż dusza im schła z racji niedoborów stołu.

- Pożądali rzeczy śmiesznie małych i miałkich i pomar­li z przyczyny pożądań spełnionych w nadmiarze. To było całkiem niedawno, tuż za plecami wędrujących. Zdawałoby się, że bodaj przez parę kart nie będziemy już słuchać o odstępstwach, sprzeciwach, odrzucaniu, szemraniach, grzechu. Lecz jest inaczej: ten motyw wraca zaraz w następnym rozdziale biblijnej opowieści, tak właśnie, jak wraca czasem dokuczliwy muzyczny motyw symfo­nii: w innej tonacji, na innych instrumentach.

- Miriam i Aaron. Aaron - wiadomo, kim był. Miriam była siostrą Mojżesza. To ona kiedyś czuwała nad niemowlęciem wrzuconym w koszu wiklinowym do Nilu. Ona naraiła córce faraona własną matkę w roli mamki i piastunki Mojżesza. Przez tyle lat z nieodmienną wiernością trwała przy Mojżeszu, idąc ścieżkami Pana. Teraz jest kobietą bardzo starą. I chyba także bardzo mądrą: przecież zanotowało Pismo, że po przejściu Morza Trzcin to ona przewodniczyła hymnom dziękczynnym i uważano ją za prorokinię po­słuszną natchnieniu.

- Miała za sobą wiele doświadczeń. Widziała wiele, przeży­ła wiele. Zważywszy wszystko, można by się spodziewać, że Miriam, siostra Moj­żesza, powinna być pełna tej szczególnej, dostałej mądrości, jaką wielu kobie­tom daje starość po życiu trudnym i pożytecznym. I chyba tak było naprawdę. Skoro nikt nie jest wolny od grzechu, można by się też spodziewać, że grzech tej kobiety nie będzie przynajmniej głupi. Że - jeśli już jakiś musi być -to przynajmniej będzie miał jakąś skalę, jakąś bodaj własną i względną rację i logikę. Tym bardziej, że przecież tak niedawno widziała Miriam to, co się stało u Grobów Pożądania.

- Jednak wbrew wszelkim spodziewaniom grzech Miriam jest głupi. Jest irracjonalny. Jeśli przeraża, to nie swą skalą, lecz raczej brakiem skali, Jest to grzech miałki i pusty, bezpodstawny i płaski. Miriam zgrzeszyła wzgardą, złorzecząc Mojżeszowi z powodu żony jego, Sfory, Midianitki. Czy były jakieś powody do wzgardy? Nie. Żadnych. Pismo nie notuje żadnego konfliktu między nimi. Więc dlaczego złorzeczyła Miriam siostra Mojżesza? A licho wie. Zgrzeszyła także zazdrością: „Czyż tylko przez samego Mojżesza mówił Pan? Czy i nam także nie mówił?" Mówił. Oczy­wiście, że mówił. Wiec trudno pojąć, o co właściwie chodzi tej kobiecie: o to; że Mojżesz jest tak szczególnym przyjacielem Boga, chociaż i do wielu innych także mówił Pan, czy też o to, że do innych nie mówił Pan tak, jak zwykł mówić do Mojżesza?

- Ale przecież istniały ku temu określone powody, O których Miriam dobrze wie. Wie także o tym, że wolny jest Pan: wybiera, kogo chce. To wszystko razem jest wiec zwyczajnie głupie. Jej zazdrość jest tym bar­dziej przygnębiająco niemądra, że przecież zupełnie niedawno Mojżesz okazał dowodnie swój brak zazdrości, wtedy, gdy Pan napełnił Duchem dwóch mężów, których Mojżesz nie przywołał wcale do drzwi przybytku. A Mojżesz nie zazdrościł im daru ani się niemądrze nie dąsał.

- Bardzo pouczające jest to, co przydarzyło się Miriam. Doprawdy nie istnieją żadne przesłanki uprawniające do podejrzeń. Przeciwnie: istnieją uzasadnione powody do mniemania, że była mądra. A jednak trafił się jej grzech głupi. Mały irracjonalny bezsensowny. Stąd wniosek bardzo pożyteczny: głupota nie jest monopolem głupców, Wbijmy to sobie do głowy, gdyż jest to bardzo cenna zdobycz: głupota nie jest monopolem głup­ców. Najwidoczniej zdarza się także i mądrym. To złudzenie, że człek mądry musi być zawsze mądry. Ale pragnąc wywyższenia nad skromnym i cichym - i to z powodu zazdro­ści?...

- I oto w przybytku Przymierza na wezwanie Pana staje tych troje. I staje też u wejścia przesłona majestatu Obecności Boga, a Mojżesz, Aaron i Maria słyszą Boga; słyszą, co mówi Pan. Jahwe potwierdza swą szczególną bliskość i przy­jaźń z Mojżeszem, najcichszym i najskromniejszym człowiekiem, (który jednak -jak pamiętamy - potrafił czasem być gniewny i groźny). Do wielu wezwanych i wybranych mówić będzie Bóg w widzeniach i snach; lecz do Mojżesza twarzą w twarz. Na jawie będzie doń mówił, nie w widzeniach; bez przesłon.

- „Czemu ośmielacie się źle mówić przeciwko słudze memu, Mojżeszowi?" I odeszła Obecność Pana, i przybytek stał się pusty. A Maria wyszła z na­miotu „zbielała od trądu jak śnieg". Aaron, ujrzawszy to, zdjęty przerażeniem rzekł do Mojżesza: „Proszę, panie mój, nie składaj na nas grzechu tego, którego dopuściliśmy się głupio, aby się nie stała ta jako martwa i jako płód poroniony, który wypada z łona matki swojej. Patrz, oto już połowa jej ciała pożarta jest od trądu!" I ulitowawszy się, wołał Mojżesz głośno: „Boże, spraw, proszę, aby była uzdrowiona!"

- To, co teraz następuje, jest sprawą przejmującą. Na wołanie Mojżesza bi­blijny Bóg istotnie reaguje tak, jakby był mu przyjacielem. Uniża się. Uniża się nieopisanie, bo aż do obyczajów tego plemienia. Był w Izraelu (a nie tylko w Izra­elu, lecz także i w innych cywilizacyjnych kręgach Wschodu) obyczaj, że jeśli w rodzinie córka uczyniła jakąś rzecz uwłaczającą i haniebną; jeśli uchybiła czci ojca, plemienia lub rodu; jeśli stało się to - ojciec miał prawo plunąć jej w twarz i na czas jakiś wyłączyć z kręgu rodzinnego, co zresztą poczytywane było za karę najłagodniejszą. Takie były obyczaje i prawa plemienia. Jahwe powołuje się nie wprost na jakieś odwieczne swoje prawa i zarządzenia, lecz na ów ple­mienny obyczaj. Mówi: „Gdyby był ojciec jej plunął w twarz, czy nie musiałaby przynajmniej przez siedem dni od wstydu płonąć?"

- Miriam nikt nie plunął w twarz. Od starej kobiety, która mądry żywot splamiła głupim grzechem godnym niedorostka, nieopisany i nieskończony, pełen grozy i majestatu biblijny Bóg wziął taką tylko pokutę i zadośćuczynienie, jakie w obyczajach plemienia przypisane było córce, która uchybiła czci ojca: niech będzie odłączona na dni siedem, jednak bez zniewagi. Nie chciał niczego więcej nieopisany Jahwe. A stało się to za przyczyną cichego człowieka, Mojżesza, który był przyjacielem Boga. To z jego powodu Bóg stawia siebie na płasz­czyźnie ojca.
- Po siedmiu dniach odjęty był od Miriam trąd jej grzechu i była oczyszczona.

Przyzwaną jaj z powrotem i była przyjęta.

A już niebawem miała umrzeć.