Sumienie
07.01.2007.
1Moj: 32, 24 – 31

Kim jest ta tajemnicza istota? Czemu atakuje Jakuba i dla­czego walczą do ostatnich sił? Większość biblijnych interpretatorów widzi w niej złośliwą postać wroga usiłującego szkodzić Jakubowi. Inni twierdzą, że jest ona aniołem stróżem Ezawa, jeszcze inni, że to demon z pogranicza, utrudniający wędrowcom przekroczenie granicy ziem. Są też i tacy, którzy w owej postaci dopatrują się symbolu kryjącego się w ciemno­ściach niebezpieczeństwa.

Dla mnie ta historia ma inne znaczenie. Owym tajemniczym napastnikiem jest druga część osobowości Jakuba. Właśnie dla­tego Biblia mówi, że w chwili jego pojawienia się Jakub był sam. To, dlatego jest tak samo silny jak Jakub — ani słabszy, ani silniejszy. Według mnie owym napastnikiem (aniołem) jest sumienie Jakuba, ta część jego świadomości, która przywołuje go do porządku i każe tłumić w sobie złe pobudki. Walka toczy się między tą częścią psychiki, która w pogoni za upatrzonym celem ucieka się do podstępu, a tą, która czuje się napominana przez Boga do wspinania się drabiną do nieba, by stać się przykładem dla innych. Jakub toczy walkę z samym sobą. Część jego jaźni dumna jest z jego sprytu i przebiegłości, z jaką nabiera łatwo­wiernych, by wyłudzić od nich to, na czym mu zależy. Lecz jego druga część nie jest zadowolona z cwaniactwa i świadomości krzywdy oraz braku zaufania tych, którzy dali mu się nabrać. Przypomnijmy sobie całą sytuację. Jakub wraca do domu, z którego uciekł przed dwudziestu laty. Po raz pierwszy zobaczy się z bratem, który przy rozstaniu poprzysiągł, że zabije go za to, co Jakub mu uczynił.

Myślę, że Jakub z pewnością i tym razem mógłby obmyślić jakiś sprytny plan, aby ujść przed zemstą bra­ta. Teraz jednak zapewne rzekł do siebie: „Mam tego dość! Kie­dykolwiek popadnę w tarapaty, zawsze kłamię lub biorę nogi za pas. Nienawidzę siebie za wszystkie te kłamstwa i uciekanie przed problemami. Chciałbym zdobyć się na dość odwagi, by ponieść konsekwencje mojego postępowania. Do tej pory nigdy nie było mnie na to stać. Lękam się wielce jutrzejszego spotka­nia z, Ezawem, lecz jeszcze bardziej lękam się pozostać człowie­kiem nieuczciwym".

W Biblii czytamy, że Jakub wielce miłuje Rachelę i niena­widzi Lei. Tu również interpretatorzy tej historii dopatrują się prostego wyjaśnienia: nienawidzi jej za to, że przypomina mu, jak sam dał się nabrać swojemu wujowi, a to z kolei przywodzi na pamięć jego własne niecne wyłudzenie ojcowskiego błogo­sławieństwa. Jest ona bolesnym, codziennie oglądanym wspomnieniem jego najniższego upadku — dnia, w którym wyrzekł się własnej rodziny i przestał poważać samego siebie.

Jakże czę­sto nienawidzimy innych nie za to, kim są lub, co czynią, lecz za to, że są dla nas przypomnieniem czegoś, czego nienawidzimy w nas samych. Czegoś, o czym chcielibyśmy zapomnieć. Jung nazywa to „cieniem" — negatywną stroną naszej osobowości, tymi jej aspektami, których nie lubimy i najchętniej udawaliby­śmy, że ich nie ma. Lecz im bardziej staramy się je pozostawić w tyle, tym bardziej przyspieszają kroku, towarzysząc nam nie­odłącznie jak cień.
Wielu z nas toczy walkę podobną do tej, którą stoczył Jakub, a o której Biblia mówi jako o zmaganiu się z aniołem. Jakże czę­sto czujemy w sobie rozbrat między częścią naszego „ja", która szukałaby drogi na skróty, i tą, która wzywa nas do obrania trud­niejszej drogi. Jedna z nich mówi, by dać jałmużnę żebrakowi stojącemu na rogu ulicy lub na cele dobroczynne. Druga argumentuje, by nikomu niczego nie dawać. Jedna zachę­ca nas do bycia dobrym samarytaninem, a druga przekonuje, byśmy nie zawracali sobie tym głowy. Czy nigdy nie przydarzyło ci się besztać samego siebie: „Jakżeś mógł to uczynić? Czyś nie wiedział, że to niesłuszne?". Czy nigdy nie słyszałeś wewnętrznego ostrzeżenia: „Stój, ani kroku dalej, bo popadniesz w tarapaty!". Wiemy, że można nauczyć się tłumić w sobie głos sumienia i pozostawać nań głuchym.

W Talmudzie jest napisa­ne, że niecnota po raz pierwszy zagości w naszym życiu na na­sze zaproszenie, wkrótce stanie się członkiem naszej rodziny, potem pozbawi nas wszystkiego i zostawi z poczuciem, żeśmy utracili to, co było w nas najcenniejsze.


Większość z nas wie, co to znaczy wspinać się po drabinie, na której szczycie mamy za towarzyszy lęk wysokości i tęsknotę za dobrze znanym poczuciem solidnego gruntu pod stopami. Dlatego wielu chętnie powraca do starych nawyków, nawet za cenę niskiego mniemania o sobie.

Kto zwycięża w tej walce Jakuba z własnym sumieniem? Po­nieważ antagonistami są dwa przeciwstawne aspekty tej samej osoby, możemy się domyślić, że Jakub jest po trosze zwycięzcą i po trosze przegranym. Podczas walki Jakub odnosi rany i ma zwichniętą nogę, lecz mimo to Biblia określa go słowem shalem, które oznacza zupełność, integralność i bycie w pokoju z samym sobą. Słowo to jest spokrewnione ze słowem shalom, które oznacza pokój. W pewnym sensie Jakub dzięki przegranej od­niósł zwycięstwo. Do tej pory, kiedykolwiek Jakub miał wyrzu­ty sumienia, gdy w zamian za misę soczewicy kupił od brata pierworództwo, zamiast go po prostu nią poczęstować, gdy oszukał niewidomego ojca, przedstawiając mu się jako Ezaw, gdy niesprawiedliwie traktował swoje żony — zawsze udawało mu się uzasadnić swoje postępowanie i zagłuszyć głos sumienia mówiący, że źle czyni. Paradoksem jest fakt, że im słabszym był człowiekiem, tym łatwiej było mu nie słuchać własnego sumie­nia. Nigdy przedtem nie czuł się na tyle silny, by postąpić właś­ciwie, jeśli właściwy postępek wymagał obrania trudniejszej dro­gi. Dopiero wtedy, gdy wszedł na pierwsze szczeble drabiny, wiodącej z ziemi do nieba, a jego osobiste doświadczenia i do­znane zawody stały się miarą jego dojrzałości, zdobył się na konfrontację z głosem własnego sumienia. Przestał być podstęp­nym Jakubem i stał się Izraelem, gotowym podjąć walkę z Bogiem i z ludźmi (symbolizującymi jego sumienie i słabe strony osobowości).

Trzeba również wiedzieć, że dobór hebrajskich słów w Biblii pełen jest niuansów: imię „Jakub" nawiązuje do akov — chromy, imię „Izrael" powiązane jest ze słowem yashar — prosty.
Czy przypominasz sobie modlitwę Jakuba pierwszej nocy po ucieczce z domu rodzinnego, tuż po proroczym śnie o drabinie? Jakub prosił Boga o ochronę i przyobiecał mu za to dziesiątą część swoich przychodów.

Ostatniej nocy przed powrotem do Kanaanu, tuż przed ową walką, Jakub modląc się, znów do tego nawiązuje, lecz tym razem nie czyni żadnych przyrzeczeń ani nie dobija targu z Bogiem. Mówi do Boga: „Jużeś, Boże, uczynił dla mnie więcej, niźlim miał prawo oczekiwać. Lecz w zamian za to nie mam niczego, co mógłbym Ci ofiarować. Przeto mogę tylko rzec: wracam do Ciebie, gdyż moja Ciebie potrzeba jest wielka. Jutro czeka mnie próba, lecz nie wiem, czym do niej gotów. To coś, na co wcześniej nigdy bym się nie zdobył. Lecz jeśli Ty będziesz ze mną, może mi się powiedzie. Pierwszej mej nocy z dala od mego domu rodzinnego przyrzekłeś mi, że doj­rzeję i stanę się zacnym mężem. Lecz aby tak się stało, jutro Twej trzeba mi pomocy".(32:9-13) Jakub nie prosi, by Bóg rozwiązał za niego problem. Nie pro­si, by Bóg poraził Ezawa amnezją, by ten zapomniał o swoich urazach do brata. Nie prosi o podrzucenie pomysłu, aby podstępnie wymóc na bracie przebaczenie. Modli się o silę, by postąpić słusznie. I wkrótce potem zmaga się z aniołem.

Podczas walki z aniołem Jakub odnosi obrażenia. Dzięki tej lekcji uświadamia sobie, że nawet ranny może przeżyć. Stać go na tę cenę, by zdobyć się na uczciwość, wspaniałomyślność, i choć niejednokrotnie jest to bolesne, da się z tym żyć.

Doktor Rachel Naomi Remen, autorka wielu bestsellerów, tak pisze w jednym z nich na temat leczenia dolegliwości fizycznych: „Zastanów się, jak wyglądałoby twoje życie, gdybyś nie wiedział, że rany się zagoją? Czy odważyłbyś się wsiąść na rower, prowadzić samochód czy choćby wziąć nóż do ręki, by pokroić warzywa? Gdybyś nie był pewien, że rany się zagoją, zapewne nie ruszyłbyś się z łóżka".

Jakub odniósł rany fizyczne i psychiczne. Po raz pierwszy odważa się postąpić właściwie; stanąć naprzeciw swojego brata i spróbować odpokutować wyrządzoną mu niegodziwość, za­miast używać forteli, by uniknąć konfrontacji lub usprawiedli­wić swoje zachowanie. Wie, że będzie to bolesne, lecz tak jak nauczył się, że rany cielesne się zagoją, tak samo ufa, że jego du­sza podźwignie się z bólu, jaki pociągnie za sobą uczynienie czegoś, co jest trudne. Jest przeświadczony, że właściwy postę­pek jest najlepszym lekarstwem na duchowe rozterki.

W pewnym momencie owej nocnej walki tajemniczy prze­ciwnik Jakuba pyta go: „Jakie masz imię?". Trzeba przyznać, że pytanie to, jak na okoliczności, w których zostaje zadane, jest dość niezwykłe. Należy jednak pamiętać, że w tamtych czasach imię nie służyło tylko do identyfikowania jego właściciela. Od­nosiło się raczej do osobowości jego posiadacza. Wtedy takie pytanie nabierało znaczenia:, „Jakim jesteś człowiekiem?", „Ja­kie wyznajesz wartości", a nie po prostu: „Jak cię inni nazy­wają?". Jeżeli Jakub zmaga się z własnym sumieniem, z lepszą częścią własnej jaźni, to zadane sobie samemu pytanie:, „Jakie masz imię?" znaczy: „Kim w rzeczywistości jestem?", „Jakiej osobowości pragnę dla siebie?". Wiem, kim byłem dotychczas, lecz kim będę odtąd?
Myślę, że nie bez znaczenia jest fakt, że pod koniec zmagań z tajemniczą postacią Bóg daje Jakubowi nowe imię. Jakie to ma znaczenie? Znam osobiście wielu ludzi, którzy zmieniali nazwiska, wyznawaną religię, pracę lub miejsce zamieszkania po to, by zacząć wszystko od nowa. Chcieli zerwać ze swoim dotych­czasowym życiem. Jeśli znany sportowiec przechodzi na islam i zmienia swoje imię albo Żyd wraca do wiary swoich przodków i prosi, by nie mówić do niego Karol, lecz Chaim, to, o co im tak naprawdę chodzi? Czy jeśli przyszła żona decyduje się pozostać przy nazwisku panieńskim, przyjąć nazwisko męża lub używać obu?
Kiedyś pewna kobieta oświadczyła, że po ślubie będzie no­sić nazwisko męża. Zdziwiło mnie to, gdyż znałem ją jako wo­jującą feministkę. Wyjaśniła mi: „Nadal jestem feministką. Ale nie chcę nosić nazwiska faceta, którego wybrała moja matka. Chcę, by było to nazwisko mężczyzny, którego ja wybiorę!".

W Biblii Bóg zmienia imię „Jakub" na „Izrael", co według mnie symbolizuje zwycięstwo jego sumienia, lepszej części jego jaźni w walce o określenie własnej osobowości. W walce o du­szę Jakuba zwyciężył anioł. Jakuba z pewnością bolała przegrana w walce z aniołem, lecz większe szkody odnosiłby, nadal zwyciężając.

Remen opisała przypadek pacjentki skarżącej się na bóle w klatce piersiowej, których nic nie było w stanie uśmierzyć — ani lekarstwa, medy­tacje, ani zabiegi chirurgiczne. Wreszcie pacjentka uświadomiła sobie, że napady bólu zawsze występują wtedy, gdy ma zamiar zrobić coś, do czego nie jest przekonana, coś wbrew jej naturze i wyznawanym przez nią wartościom. Ją również — tak samo jak Jakuba — atakował anioł. Remen ujęła to nieco inaczej: „Źródłem wyrzutów sumienia mogła być utrata integralności emocjonalnej lub duchowej. (...) Stres, (który może się przeja­wiać schorzeniami fizycznymi) może również być powodowany pójściem na kompromis z wyznawanymi przez siebie wartościa­mi, znajdowaniem się pod presją czasu lub odczuwaniem lęku przed doznaniem porażki".

Porażka w walce z własnym sumieniem, poczucie bycia zmu­szonym do obrania trudniejszej drogi, oparcia się pokusie czy wyrażenia ubolewania może być przyczyną ogromnego cierpie­nia. Podejrzewam jednak, że w tej walce bardziej bolałaby wy­grana. Zdarza się, że idziemy na kompromis z naszym sumieniem, robiąc coś, o czym nie jesteśmy do końca przekonani, by osiągnąć jakiś cel, który uważamy za ważny, po czym osiąg­nąwszy go, ze zdumieniem stwierdzamy, że wcale nie był wart tego kompromisu. Zdarza się też, że nie udaje się nam go osiągnąć — wtedy tracąc naszą integralność, stajemy się duchowymi bankrutami.

W mroku nocy nad brzegiem rzeki pragnienie Jakuba — osiągnięcie sukcesu za wszelką cenę — starło się z jego rosnącą potrzebą uważania siebie za człowieka dobrego. Próbował zagłuszyć głos sumienia, dyskutować i przekonywać je, lecz po raz pierwszy w życiu jego sumienie stało się dlań równorzędnym ry­walem. Nie zostało zagłuszone ani zakrzyczane. Nie zostało pokonane. Jak to często bywa, gdy mamy do zrobienia coś, z czym przedtem nie mieliśmy do czynienia, okazuje się, że konfron­tacja jest dużo łatwiejsza, niż nam się wydawało. Tak samo było w przypadku Jakuba. Ku swemu zdumieniu przekonał się, że zaczął cenić siebie za to, iż uległ własnemu sumieniu.

Zawsze jesteśmy przegrani wtedy, gdy uda się nam pokonać cichy głos Boga w naszym sumieniu. Ten głos jednak nieustan­nie woła i Bóg stale jest gotów pomóc temu, kto ten głos usiłuje zagłuszyć. Dopadnie nas w chwili, gdy będziemy podatni na rany. Zaatakuje nas w chwili słabości. W tej walce odniesiemy rany i będziemy utykać jak Jakub-Izrael. Ale nagrodą za nią bę­dzie scalenie naszej osobowości i pokój, o którym przedtem na­wet nie marzyliśmy.