Świętość człowiecza
07.01.2007.

3 Mój: 19, l - 20, 27

Napisane są w Księdze Kapłańskiej także i te słowa, które mówił Pan do Moj­żesza o świętości - wtedy, kiedy oddzielony zasłonami przybytku, stawał Mojżesz w obliczu Obecności Bożej. Jest to dość duży i zresztą nie jedyny tego typu tekst, trudno byłoby przytaczać go w całości. Chyba i nie jest to koniecz­ne, zważywszy, że zawiera on także powtórzenie postanowień o trybie składania ofiar, o przepisach rytu, a także raz jeszcze przypomnienie potępienia bał­wochwalstwa, cudzołóstwa, kazirodztwa, sodomii, homoseksualizmu etc. Jed­nakże na pewno warto przytoczyć pewne fragmenty tego tekstu - te mianowicie, które w bliższy sposób ukazują nam pewien obraz świętości: ten właśnie, który z objawienia Pana jawił się świadomości Mojżesza. Posłuchajmy, bo warto:

„Rzekł Pan do Mojżesza mówiąc: »Mów do całego zgromadzenia synów Izraelowych (...): Świętymi bądźcie (...). (9) A gdy żąć będziesz zboże z ziemi twojej, nie będziesz ogałacał ziemi aż do gruntu i pozostałych kłosów nie zbierzesz. (10) W winnicy też twojej gron i jagód upadających nie zbierzesz, ale ubogim i obcym na zbieranie zostawisz. Ja Pan, Bóg wasz. (11) Nie będziecie czynić kradzieży, nie będziecie kłamać, nie będzie oszukiwał nikt bliźniego swego. (12) Nie będziesz krzywoprzysięgał w imię moje i nie zbezcześcisz imienia Boga twego. Ja Pan. (13) Nie będziesz rzucał potwarzy na bliźniego twego ani go gwałtem nie uciśniesz; nie pozostanie zaplata najemnika twego u ciebie aż do rana. (14) Nie będziesz zło­rzeczył głuchemu ani przed ślepym nie będziesz kładł zawady (...). (15) Nie będziesz czynił nieprawości ani niesprawiedliwie sądzić nie będziesz. Nie patrz na osobę ubogiego ani nie czcij oblicza możnego, sprawiedliwie sądź bliźniego twego. (16) Nie będziesz potwarcą ani podszczuwaczem między ludem. Nie będziesz nastawał na krew bliźniego twego. Ja Pan. (17) Nie miej w nienawiści brata twego w ser­cu twoim, ale go jawnie karć, abyś nie miał grzechu. (18) Nie szukaj pomsty; ani pamiętać będziesz krzywdy od sąsiadów twoich. (...) (32) Przed głową sędziwą po­wstań i czcij osobę starego. (...) (33)Jeśli będzie przychodzień mieszkał w ziemi waszej i będzie przebywał między wami, nie urągajcie mu, ale niech będzie między wami jak swojak i będziecie go miłować jak samych siebie, bo i wy byliście przychodniami w ziemi egipskiej. Ja Pan, Bóg wasz. (35) Nie czyńcie nic przewrot­nego w sądzie, w mierniczym pręcie, w wadze i w mierze. (36) Szale sprawiedliwe i równe niech będą ciężary, sprawiedliwy korzec i kwarty sprawiedliwe. (...) Strzeżcie przykazań moich«".

W Biblii wielokrotnie pada nakaz: „świętymi bądźcie". My wciąż jesz­cze wyobraźnię mamy raczej jednoznacznie ograniczoną uwarunkowaniami i pe­dagogiką własnej historii pojęć. I kiedy słyszymy ów nakaz świętości, z niepro­szoną, natarczywą nieuchronnością wypływa nam przed oczy jakaś określona kliszka: męczennik albo jakiś heroicznie wielki ofiarnik. Może anachoreta. Może świątobliwy reformator. Jakaś bardzo wybitna indywidualność. Albo, chociaż założyciel zakonu, bo dla nieznanych mi bliżej powodów ufundowanie zakonu bywa uważane za całkiem wystarczający tytuł do świętości, co nie za­wsze jest wystarczająco przekonujące. A jeśli już nie mamy tego typu skojarzeń obrazowych, to po wezwaniu do świętości jawić się choćby wyobrażenie najłatwiejsze, dewocyjne: buzia w ciup, rączki w małdrzyk, oczka w górę, rumieńczyk jak u Stanisława Kostki na obrazku, a nad głową aureola cyrklem.

A tymczasem - jak widać - biblijne wezwanie „świętymi bądźcie" ukrywa w zanadrzu obraz niewiele mający wspólnego z naszą potoczną wyobraźnią, skojarzeniami i kliszkami. Jest to po prostu dość niby zwyczajny obraz człowie­ka uczciwego i rzetelnego. Obraz człowieka niezachłannego w sposób dyskret­ny: takiego, który - zbierając swoje plony - nie ogołaca ziemi i zostawia cząstkę także i dla tych, którzy roli nie mają; kiedy sad założy, nie kwapi się, aby go odzierać z owoców zaraz w pierwszych latach. Jest to obraz człowieka dość zwyczajnie uczciwego, który nie kłamie, nie oszukuje i nie krzywoprzysięga. Który czyni sądy sprawiedliwe, nie czci możnych i nie lekceważy biedaków, co też słusznie może być poczytane za dowód własnej jego skali wyrobienia. Czło­wieka wielkodusznego, lecz w sposób raczej zwyczajny:, który nie chowa i nie pamięta uraz ani nie szuka pomsty, a nie jest przewrotny. Jest to także obraz człowieka życzliwego i dobrego, który miarkę własnych przykrych doświad­czeń potrafi przyłożyć także i do sytuacji innych ludzi. A wszystko to - jako objawienie Boże - figuruje pod tym właśnie wezwaniem: „świętymi bądźcie". I nie jest to wcale żaden odosobniony wyskok biblijnego tekstu; w innych księgach napotkamy bardzo podobne, choć może piękniej jeszcze ujęte wskazania temu właśnie wezwaniu do świętości człowieczej poświęcone.

I wydaje się nam, że to mało. I może nawet - jeśli jesteśmy formalistami i lubimy określone konwencje - krzywimy się, że jest to etyka negatywna. W większości punktów wymienia się, bowiem to raczej, czego czynić nie należy, o wiele rzadziej mówi się natomiast: czyń to i to. A już całkiem brak wznio­słych nakazów wspinania się na kolejne szczeble doskonałości.

Zarzut etyki negatywnej może się wydać zarzutem pozornym. Bo przecież człowiek, który nie postępuje przewrotnie, jest w pewnej mierze człowiekiem prostolinijnym, a to jest rzecz sama w sobie pozytywna. Jeśli nie kłamie, jest człowiekiem prawdomównym - i rzeczą dość obojętną jest tutaj użyta formuła: to, czy w sposób pozytywny powiemy „bądź prawdomówny", czy też negatyw­nie „nie kłam". Dość obojętne jest, czy powie się: „oddawaj w porę zapłatę pracy", czy też: „nie pozostanie zapłata najemnika twego u ciebie aż do rana". Przecież obie te formuły znaczą dokładnie to samo. Chociaż więc unikanie rzeczy negatywnych nie musi być równoznaczne z czynieniem pozytywnych, istnieją regiony, gdzie sprawy te jednak w pewnym stopniu pokrywają się z sobą.

A czy wszystko, co jawiło się świadomości Mojżesza jako świętość czło­wiecza, to rzeczywiście jest mało? Nie wiem. Nie podejmuję się rozstrzygać. Chrześcijaństwo stawiało potem ludziom przed oczy obraz cnót bardziej może heroicznych. Sądzę jednak, że obrazy te wcale nie dezaktualizują się wzajemnie ani też nawzajem nie wykluczają.

Nie wiem, czy rację mają egzegeci, którzy twierdzą, że Mojżesz pisał tylko o przyrodzonym porządku moralnym i widział świętość człowieczą tylko w tym właśnie porządku. Zawsze miałem poważne trudności w rozróżnianiu spraw przyrodzonych i nadprzyrodzonych. Nie wiem, gdzie kończą się jedne, a za­czynają drugie i żaden dotąd teolog nie zdołał mi tego wyjaśnić; kiedy zaczynali mi tłumaczyć, na czym polega miłość nadprzyrodzona, wydawało mi się nierzadko, że mówią o miłości z przymusu, nieco kwaskowatej. A do dziś podejrzewam (i chyba już z tym umrę), że nie istnieją żadne rozgraniczające płotki pomiędzy „przyrodzonym" i „nadprzyrodzonym". Myślę, że jest to tylko gra w słowa i że w gruncie rzeczy rzeczywistość świętości musi być jedna, nie podwójna. A nie tylko rzeczywistość świętości.

I myślę także, że gdybyśmy spotkali kogoś, kto rzeczywiście odpowiada owemu biblijnemu obrazowi świętości człowieczej, bez żadnej ujmy należałoby pocałować go w rękę.
Nie za wielu jest takich. Może akurat tylu, ilu świętych heroicznych.