Rabin Chil Chłostowski
07.01.2007.
Jako potomek wielu ortodoksyjnych rabinów, uzyskałem surowe rabinistyczne wykształcenie. Wdzięczny jestem Panu Bogu, który pomógł mi otrzymać w wieku 17 lat dyplomy dwóch Wyższych Rabinackich Seminariów. Osiągnięcia te nie w pełni mnie zadowalały i dlatego gorliwie kontynuowałem studiowanie Talmudu, Szulchan Aruch oraz inne rabinackie księgi. Mając 20 lat umiałem na pamięć prawie cały Talmud i niektóre komentarze do Starego Testamentu. Mimo mojego młodego wieku, z powodu mojej gruntownej znajomości tych ksiąg, wielu rabinów zwracało się do mnie z pytaniami dotyczącymi Kaszrutu, uznając moje decyzje za prawidłowe.
W wieku 25 lat zostałem rabinem w Dubnie na terenie ówczesnej Polski (obecnie Zachodnia Ukraina). Reprezentowałem rygorystycznie ortodoksyjne poglądy i odrzucałem wszelkie interpretacje i postawy niepodporządkowujące się tradycjom talmudycznym. Po dwóch latach przeniesiono mnie do Łodzi, gdzie obok stanowiska rabina uzyskałem mianowanie na profesora rabinackiego seminarium. W swoich wykładach wpajałem studentom nietolerancję chrześcijaństwa i Samego Chrystusa. Niezbicie wierzyłem wszystkim relacjom o Panu Jezusie, które zawierał Talmud.

W tym okresie, dzięki mądremu przewidywaniu Bożemu, poznałem dobrze wykształconego chrześcijanina. Był on na tyle gruntownie wykształconym człowiekiem, że znał także Talmud i nie bał się dyskusji na tematy Judaizmu. To, co mi opowiadał było na tyle ciekawe, że i ja zacząłem go często odwiedzać. Dowiedzieli się o tym moi bliscy i zaczęli się o mnie martwić. Po zastanowieniu się nad tą sytuacją postanowili, bez mojej wiedzy, napisać do głównego rabina Erec Israel T. Kuka. Rabin Kuk mnie znał, jako że prowadziłem z nim korespondencję na temat kaszrutu. Moi bliscy zawiadomili go o "wielkim niebezpieczeństwie, które groziło mojej duszy" z powodu mojej znajomości z chrześcijańskim misjonarzem. Prosili rabina Kuka, by zlitował się nad moją duszą i wyzwolił mnie z tego wielkiego niebezpieczeństwa, zapraszając do Erec Israel’a i uzyskując pozwolenie na mój doń wjazd. Byli przekonani, że w ten sposób będę "szybko oddalony od złego wpływu ze strony niebezpiecznego misjonarza". Nie miałem w tym czasie najmniejszego pojęcia o tym, co miało wkrótce nastąpić.

Po kilku tygodniach otrzymałem list od Starszego Rabinów. Pisał o różnych sprawach i między innymi wspomniał o tym, że mógłby uzyskać dla mnie pozwolenie na wjazd do Erec Israel’a, jeśli wyrażę na to zgodę. Byłem zachwycony perspektywą wyjazdu do ziemi moich przodków i z radością przyjąłem jego propozycję. Po miesiącu byłem już w Erec Israel, gdzie Główny Rabin mianował mnie swoim sekretarzem - Głównego Rabinatu w Jerozolimie. Ponadto okazywał mi szczególną uprzejmość i lubił moje towarzystwo. Jego mną zainteresowanie było tak oczywiste, że zacząłem zastanawiać się, jaka jest tego przyczyna. Pewnego razu otwarcie zapytałem go o to. Wtedy powiedział mi o korespondencji moich krewnych i starał się przekonać mnie o fałszywości nauki i poglądów misjonarza.

Muszę przyznać, że słowa misjonarza przeniknęły co prawda do mojego umysłu, lecz nie do mego serca. Czasami trzeba wielu lat, by prawda przeszła z umysłu do serca - i tak było w moim przypadku. Po rozmowie z rabinem zacząłem myśleć, że ma on chyba rację i wspomnienia rozmów z misjonarzem oddaliły się.

Po śmierci Głównego Rabina, Kuka zostałem mianowany wykładowcą Talmudu w Rabinackim Seminarium w Tel-Awiwie, gdzie przepracowałem dwa lata. Ale Pan Bóg i tu mnie poszukiwał!

Pewnego razu jechałem w towarzystwie kilku członków mego Komitetu pociągiem z Hajfy do Jerozolimy. Naprzeciwko mnie, w naszym przedziale siedział młody człowiek czytający małą książeczkę. Na okładce wyraźnie widniał tytuł "Nowy Testament" w języku hebrajskim. Mogłem zatem od razu domyślić się, że jest on mesjańskim Żydem. W obecności członków mojego Komitetu uważałem, że moim obowiązkiem jest zwrócenie młodemu człowiekowi uwagi, że czytanie takiej księgi, jak "Nowy Testament" jest co najmniej niewskazane. Surowo go skrytykowałem ujawniając w ten sposób, że jestem rabinem. Ku memu zaskoczeniu młody człowiek zamiast zdenerwować się czy zawstydzić, uśmiechnął się do mnie i powiedział: " Proszę rabina o wskazanie mi, co szkodliwego, konkretnie, znajduje w tej księdze, a ja postaram się to wyjaśnić".

Kiedy to mówił, moje myśli nagle wróciły do czasu, gdy czytałem Nowy Testament. Było to czytanie powierzchowne, dla ciekawości i treści księgi nie docierały do mego serca, niemniej wiedziałem, że nie zawierała ona nic, co możnaby nazwać niestosownym czy niespójnym. Od przystąpienia do dyskusji powstrzymywala mnie, w tym momencie, obecność moich współpodróżnych. Musiałbym dać młodemu człowiekowi stosowną odpowiedź, by nie zachwiać swego autorytetu w oczach współtowarzyszy. Dlatego odpowiedziałem: "Jak mogę wskazać merytorycznie fałszywość wypowiedzi w księdze, której czytanie jest dla nas zabronione?" Na to usłyszałem odpowiedź: "Jak zatem można krytykować i osądzać coś, czego się nie zna? Najpierw przeczytajcie tę książkę, a na pewno zobaczycie, że nie zawiera ona niczego, co można byłoby krytykować." Milczałem, bo cóż mogłem na to odpowiedzieć? A może już wtedy byłem podświadomie przekonany, że istotnie, nie ma w Nowym Testamencie ani jednego słowa, które można byłoby skrytykować, osądzić i potępić?!

W mej pamięci momentalnie powróciły wspomnienia dyskusji z misjonarzem w Polsce. I zadałem sobie pytanie, dlaczego mam uciekać przed jego poglądami, które wywołali wtedy u mnie takie poważanie? Myśli te, jak błyskawica oświetliły moją duszę. Młody człowiek widocznie zauważył w moich oczach to przeżycie, bo szepnął do mnie: "Widzę, interesują pana te sprawy. Pozwoli Pan, że dam panu Nowy Testament. Proszę wziąć; mam w domu egzemplarze zapasowe. Współpodróżni nie widzą pana, bo akurat patrzą w okno zachwycając się krajobrazami." Wziąłem szybko małą książeczkę i schowałem ją do kieszeni. Zacząłem czytać Nowy testament tego samego wieczoru w moim pokoju, w Jerozolimie. Przed otwarciem książki pomodliłem się słowami Psalmu 119:18: "Otwórz oczy moje, abym oglądał cudowność zakonu Twego". I Bóg we miłosierdziu Swoim usłyszał moją modlitwę, i wskazał mi to, czego poprzednio nie dostrzegałem. Czytając Nowy testament odczuwałem, że zachodzi oczyszczenie mego serca i ducha i zacząłem dostrzegać nowe światło (PS. 119:105).

Jak spragniony pożądliwie pije, gdy znajduje źródło świeżej wody, tak ja czytałem stronę po stronie Nowego Testamentu. Jednym tchem przeczytałem Ewangelie według św. Mateusza, Marka i Łukasza, nim spostrzegłem na zegarze godzinę trzecią rano!
Z każdą godziną czytania rosła i pogłębiała się we mnie wiara w to, że Jezus Chrystus jest Mesjaszem, obiecanym nam, Żydom. Powoli, z wzrastającą ufnością moje serce, duch i dusza stawały się wolnymi i radosnymi. Było to nowe i zupełnie nieznane uczucie, którego na ów czas nie potrafiłem nazwać. Nie mógłbym tego opisać, choć było ono tak realne. Były rozdziały, które szczególnie mnie pociągały i wiele z nich zapamiętałem. "Kazanie na górze" objawiło mi nowy pokój, pokój przepełniony pięknem i chwałą. Ten, który wygłosił taki pokój miłości, nie może przynosić zła, jak mówi się o tym w Talmudzie. Słowa: "Niebo i ziemia przeminą" (Mat. 24:35) mógł wygłosić tylko sam Bóg lub człowiek chory psychicznie. Z odpowiedzi Jezusa udzielonych uczonym w piśmie i faryzeuszom całkowicie jasno wynika, że Nie był On psychicznie chorym - wręcz przeciwnie, był wyjątkowo mądrym. Dlatego nie mógł być nikim innym, jak prawdziwym Bogiem, co potwierdzają jego uczniowie (Jan 23:34). Głęboko wryły się we mnie słowa zapisane w Łuk.23:34 - "A Jezus rzekł: "Ojcze, odpuść im, bo nie wiedzą, co czynią"". Porównywałem te słowa z tym, co mówił prorok Jeremiasz, kiedy był prześladowany. Jeremiasz był rozgniewany i przeklinał swoich prześladowców. Jak wielka tu różnica! O ile On był większy od proroków! Moja dusza tak była tym poruszona, że przeczytałem to jeszcze raz i, choć była trzecia rano, po raz pierwszy ugiąłem kolana do modlitwy, mimo że my, Żydzi zawsze modlimy się na stojąco, a nie klęcząco. Nie mogę stwierdzić, jak długo trwała moja modlitwa. Jedno wiem na pewno: jeszcze nigdy nie modliłem się z taką pasją i z takimi intencjami, w takim celu. Płakałem i prosiłem Pana Boga, aby dał mi światłość, by mnie oświecił. Prosiłem Go, żeby wskazał mi prawdę - co jest prawdziwe, Talmud czy Nowy Testament? I po raz pierwszy modliłem się w Imię Pana Jezusa!

Po tej modlitwie moim sercu nastąpił tak pokój i radość, jakich nie doświadczyłem nigdy poprzednio nawet w dniu oczyszczenia (Kippur), chociaż w dniu tym zawsze pościłem i gorąco modliłem się. Nigdy przedtem nie miałem tak określonego, wyraźnego, niemal namacalnego pokoju z Bogiem, pokoju, który, czułem to, trwał we mnie, pozostawał dzięki Bogu na zawsze! Wiedziałem już i nie wątpiłem, że Jezus - to długo oczekiwany Mesjasz i Zbawiciel świata. Dostrzegłem w Nim swego osobistego Zbawiciela.

Ułożyłem się do snu, ale doznane przeżycia nie pozwalały mi zasnąć. W pewnym momencie usłyszałem skierowany do mnie głos: "Nigdy więcej nie oddalaj się ode Mnie! Ja użyję ciebie, aby było uwielbione Moje Imię, jako świadka Mojej zbawczej miłości". To było na jawie, choć nie mieściło mi się to w głowie, w mojej wyobraźni ale niezwłocznie odpowiedziałem: "Panie Boże, oto jestem tu." Od tego momentu całe moje życie już nie należało do mnie, lecz do Niego - i tak jest do dnia dzisiejszego. Dlatego, że w tym momencie samotności, rozważań i modlitwy oddałem siebie Jezusowi, w pełni i bez reszty!

Początkowo swoją wiarę okryłem głęboką tajemnicą. Wewnątrz uświadamiałem sobie, że Jezus Chrystus jest Mesjaszem Izraela i moim osobistym zbawicielem, ale kontynuowałem wykonywanie powierzonych mi obowiązków rabina. Myślę, że dlatego moje życie toczyło się w przygnębieniu i stresie. W końcu zrozumiałem, że nie mogę dalej prowadzić podwójnego życia służąc Panu Bogu i mamonie (Mat. 6:24). Uświadomiłem sobie, że muszę wyznać Chrystusa publicznie, nie oglądając się na konsekwencje takiego kroku! Tego samego dnia napisałem podanie z prośbą o zwolnienie mnie z pracy. Członkowie Komitetu byli wręcz przerażeni. Gorąco prosili mnie, bym nie odchodził i zaproponowali mi znaczną podwyżkę poborów. W odpowiedzi zaświadczyłem im otwarcie o mesjaństwie Jezusa i wyłożyłem im, że Jezus Chrystus jest naszym długooczekiwanym Mesjaszem i moim osobistym Zbawicielem.

Od razu rozpoczęły się represje, ale nie przestraszyły mnie one. Oczekiwałem takiej reakcji. Prześladowania posunęły się do tego stopnia, że obrzucano mnie kamieniami na ulicy. Z powodu obrażeń przez pewien czas musiałem przebywać w łóżku. Dwa razy dziennie przychodził lekarz, by zmieniać opatrunki. Kiedy moi współpracownicy przekonali się, że te prześladowania nie odniosły skutku, postanowili użyć innych środków. Pewien znakomity Żyd zaproponował, że uzna mnie za swego syna i spadkobiercę, pod warunkiem wyrzeczenia się przeze mnie wiary w Jezusa Chrystusa. Odpowiedziałem mu: "Jeśli potraficie dać pokój mojej duszy, pokój Boży i pokój z Bogiem, jeżeli zdołacie objawić mi wszechobecność Boga i przebaczyć wszystkie moje grzech, natychmiast przekonam się i powrócę do ortodoksyjnego judaizmu." On zaś odrzekł: "Nie mogę tego uczynić, ponieważ sam nie posiadam tego, o co prosisz." Już nigdy więcej nie przyszedł. Od tego czasu byłem ciągle zagrożony i nie bardzo wiedziałem do kogo się zwrócić po radę i pomoc. Pewnego dnia spotkałem , w księgarni sprzedającej Biblie, amerykańskiego chrześcijanina. Odezwał się do mnie w języku iwryt, a kiedy usłyszał, że jestem mesjańskim Żydem, którego życie znalazło się w niebezpieczeństwie, poradził mi natychmiastowy wyjazd do Bejrutu w Libanie. Wyjechałem, a po upływie dwóch miesięcy zostałem ochrzczony. Nieco później przyjęto mnie do Szkoły Biblijnej i, po zdaniu egzaminów, powróciłem do Erec Izraela.
Widziałem, że muszę i chcę pracować wśród swego narodu, świadcząc mu o Panu i Zbawcy, o Mesjaszu, Jezusie Chrystusie!