Śmierć Jakuba
07.01.2007.

A rozkazał im, i rzekł do nich: Ja będę przy-łączon do ludu mego;
pogrzebcież mię z ojcy moimi w jaskini, która jest na polu Efrona Hetejczyka;
W jaskini, która jest na polu Machpela,
która jest naprzeciwko Mamre w ziemi chananejskiej (49, 29-30).




Na starym mieście w Hebronie stoi przedziwna świątynia. Jedną połowę zajmuje meczet, drugą synagoga. Znajdują się w niej groby praojców i pramatek. Jest tam też grób Jakuba. Przy nim gromadzą się wierni w modlitwie. Tam można już nie tylko usłyszeć, lecz niemal dotknąć historii. Zobaczyć ją nie jako opo­wieść z innego świata i innego wymiaru, ale opowieść ludz­ką wykreśloną w skale, w kamienistej pustyni, pod rozża­rzonym słońcem. Zgodnie z ostatnią wolą Jakub został tam pochowany. Kres jego życiu położył nie Anioł Śmierci, lecz Szechina, która delikatnie objęła go swoimi ramio­nami i zabrała mu życie jednym pocałunkiem. Dlatego jego ciało, jak ciała Mojżesza, Miriam i Aarona, nie padło łu­pem robactwa. Józef nakazał przy tym, by zgodnie z egipski­mi zwyczajami, ciało ojca zmumifikowano.
W pogrzebie uczestniczyli wszyscy jego potomkowie oraz egipscy do­stojnicy. Pojawili się też potomkowie Ezawa, królowie edomiccy i izmaełiccy. Na jego trumnie spoczęło trzydzieści sześć koron. Tyle, ilu jest sprawiedliwych, którzy świat pod­trzymują w jego istnieniu.
Jakub, jak czytamy, „żył w ziemi egipskiej siedemna­ście lat” i zmarł tam, mając lat sto czterdzieści siedem. Liczba siedemnaście nie jest tu przypadkowa. Tyle lat miał Józef, gdy zniknął w studni. Siedemnaście jest wartością liczbową słowa tow - „dobry”. Był to więc dla Jakuba czas dobry. Użyte jest tu zresztą słowo „żył”, a nie zamieszkał, osiadł. Tych ostatnich siedemnaście lat było, jak można sądzić, jedynym okresem spokoju w życiu patriarchy.
Nie musiał kłopotać się o najbliższych. Za sobą miał najstrasz­niejsze zmagania z bratem, teściem. Odzyskał syna. Mię­dzy braćmi panowała harmonia. Żył życiem pełnym, czyli duchowym. Pogodzony z Bogiem, przygotowywał się dłu­go na nadchodzącą śmierć. Do czasu Jakuba śmierć na­wiedzała ludzi niespodziewanie. „Pewnego razu Jakub rzekł do Boga: »O, Panie tego świata, człowiek umiera nagłą śmiercią, nie czeka na śmierć złożony chorobą, nie może przekazać dzieciom swej ostatniej woli dotyczącej mająt­ku, który po sobie pozostawia. Gdyby człek najpierw cho­robą był złożony i poczuł, że śmierć jego szybko doń się zbliża, miałby czas, aby zrobić porządek w domu swoim«.
A Bóg odparł: »Zaprawdę, słuszne jest twe życze­nie, będziesz więc pierwszym, któremu dane jest skorzy­stać z owoców Mego nowego prawa«. I stało się, że za­nim dopadła go śmierć, Jakub zachorował”.
Odzyskał utraconego syna i wiedział, że z pewnością dał początek dwunastu plemionom. „Teraz jednak, kiedy widzę, żeś żyw - mówił Józefowi - wiem, że śmierć moja tyczyć bę­dzie tylko tego świata”.
Cała rodzina osiadła w Goszen. „Osadowiwszy się w niej rozrodzili się i rozmnożyli się wielce”
(47, 27).
Przy­było ich siedemdziesięciu, czterysta lat później (choć wiele wskazuje na to, że wygnanie trwało najwyżej pięć poko­leń) ziemię egipską opuszczało sześćset tysięcy mężczyzn i nieznana liczba dzieci i kobiet. Taki przyrost ludzi moż­na wytłumaczyć jedynie interwencją Boską. Lud żył w osobności, w swoim zamkniętym świecie, mogąc tym samym zachowywać swobodnie swoje prawa i zwyczaje bez obawy o asymilację, bez ulegania wpływom obcej religii.

Jakub miał czas, by pożegnać się z bliskimi i udzielić im błogosławieństw. Najpierw udzielił błogosławieństwa synom Józefa. Ale dziwne ono było. Wyróżnił młodszego przed pierworodnym. Dokładnie tak samo rzecz się miała z nim i jego bratem. Efraim poświęcił się studiom religij­nym i to go wyróżniało i czyniło twardszym, odporniej­szym na pokusy. Jego potomkiem będzie Jozue, przyszły zdobywca Ziemi Obiecanej. Menasze z kolei miał zająć się sprawami ziemskimi. Od tego czasu w każdą sobotę rodzice błogosławią swoich synów, mówiąc: „Niech będą tacy, jak Efraim i Menasze”. Dlaczego? Obaj synowie Jó­zefa urodzili się na obcej ziemi, daleko od swoich.
Stały przed nimi otworem awanse i wielka kariera. Mimo to za­chowali lojalność wobec wiary praojców. Nigdy nie my­śleli o tym, by zamienić judaizm na wysoką pozycję w egip­skim państwie. Błogosławiąc synów, każdy żydowski oj­ciec oczekuje od nich lojalności wobec tradycji, religii oraz wierności ojcowskim naukom. Na koniec tego błogosławieństwa Jakub zapowiada, że Bóg będzie z nimi i pozwoli im wrócić do ziemi ojców.

Pobyt w Egipcie jest tylko chwilowy. Każe im wierzyć, że nie zostaną porzuceni i odrzuceni na wygnaniu. Te same słowa przed śmiercią powtórzy Józef (50, 24). Podobnie Mojżesz przywoła niemal dosłownie słowa Jakuba (V K. Mojżeszowa 33, 28). Potem wszyscy synowie zbierają się przy łożu śmierci ojca, który zapowiada, że wyjawi im, co nastąpi u kresu dni. Jednak mówi nie o tym, lecz o lo­sie swoich synów. Dzieje się coś nieoczekiwanego i głębo­ko zasmucającego.
Przed śmiercią opuszcza go zdolność widzenia rzeczy. Traci duchową moc wcześniej, nim umie­ra. Coś go powstrzymuje. Rabi Szymon ben Lakisz pisał: „Jakub dostrzegł, że opuszcza go Boża Obecność, gdy chciał objawić im Koniec Czasu”.
Obawiał się, że pośród jego synów jest ktoś niegodny usłyszenia tych słów. Ale oni zgodnie wypowiedzieli podstawową modlitwę wszystkich Żydów: „Słuchaj Izraelu, Haszem jest naszym Bogiem, Haszem jest jeden!”. Wina nie leżała w synach. Objawie­nie czy proroctwo zostało zatrzymane z innych powodów. Jakub zapowiedział tylko los synów i ich potomków. Nie oznajmił im, kiedy wyjdą z domu niewoli. Jak mają odzy­skać Ziemię Obiecaną. Jak staną się narodem.
Tyle zosta­ło przed nimi ukryte. Mieli tylko swoją modlitwę i - jak podpowiada tradycja - to ona powinna była im wystar­czyć i podtrzymywać w nich nadzieję powrotu. Wiara, nie wiedza miała być im oparciem na wygnaniu. Los wspól­noty powierzony został jednostkowym talentom, sile charakteru, zaufaniu do Boga, a nie zapowiedzianym i ocze­kiwanym planom, które każdy miał wypełnić. Słysząc modlitwę synów, Jakub miał wykrzyknąć: Błogosławione jest Imię Jego królestwa na wieki!
Nie przekazał swoim synom tajemnicy epoki mesjańskiej. Dał co najwyżej za­powiedź losów każdego z nich, każdemu wedle jego cha­rakteru i sprawności. Ciemność, która okryła duchowy wzrok Jakuba, zapo­wiada tę ciemność, jaka ogarnie Żydów na wygnaniu. Gdy zmarł, „oczy i serca Izraela zamknęły się”. Szechina nie była już obecna. Ich życie przez wiele pokoleń było pańszczyzną, wznoszeniem z cegieł pałaców i piramid, robotą w gli­nie i w polu. Wygnaniu miały towarzyszyć kłótnie i walki. Co gorsza, nie rozumieli swojego losu. Po śmierci ostat­niego z synów Jakuba, Lewiego, nie było między nimi star­szych, zdolnych oświetlić oczy Izraela. Duch proroczy Ja­kuba ukrył to przed synami albo nie chciał tego objawić.

Jak czytamy w księdze Zohar, gdy jego potomkowie wy­chodzili z Egiptu, Jakub powstał z grobu. Święty Jedyny podniósł go i rzekł doń: „Wstań, a zobacz wyzwolenie two­ich synów, albowiem wiele cudów i triumfów dla nich uczy­niłem”. Jakub był przy tym wszystkim i oglądał to.

Dlate­go czytamy: „Izrael ujrzał wielką moc”.

Simha