Walka Jakuba z aniołem
07.01.2007.

A tylko sam Jakub został. A oto biedził się z nim mąż aż do wejścia zorzy,
który widząc, że go nie mógł przemóc, uderzył Jakuba w staw biodry jego (...).
I rzekł: Puść mię, bo już wschodzi zorza. I odpowiedział:
Nie puszczę cię, aż mi będziesz błogosławił (32, 24-26).





Jakub bał się spotkania z bratem. Ezaw nadchodził na czele czterystu mężów. Modlitwą, przygotowaniem do wojny i darami Jakub chciał ustrzec się przed gnie­wem bliźniaka. Rozdzielił ludzi i dobra na dwa obozy, ma­jąc nadzieję, że gdy jeden zostanie pobity, ocaleje drugi. Wzniósł modły do Boga, prosząc: „Wyrwij mię, proszę, z rę­ki brata mego", a na koniec wysłał po trzykroć dary, by go sobie zjednać. Jednak nadal był niespokojny i w środku nocy nagle zmienił plan. Skupił wszystkich w jednej gru­pie i przeprowadził na drugą stronę rzeki Jabok „obie żony swe i dwie służebnice swoje, i jedenaście synów swoich". Za nimi trzody i dobytek. Sam zaś wrócił do opustoszałe­go obozowiska. Tam mocował się z nim pewien mąż „aż do wejścia zorzy”.
Dlaczego Jakub powrócił i pozostał sam? Tradycja udziela dwóch odpowiedzi na to pytanie. Pierwszej, że po­zostawił coś cennego i nie chciał tego czegoś stracić. Nie chodzi tu o pazerność czy skąpstwo praojca, ale o ucz­ciwość. A jedną z miar uczciwości jest nasz stosunek do własności, bez względu na to, jaką wartość ona przedsta­wia. Wszystko, co posiadamy, mamy od Boga, i po to, by Bogu służyć. Dlatego jest nam nakazane, byśmy się trosz­czyli nawet o swoje drobne naczynia i małe przedmioty, tak jak powinniśmy szanować cudzą własność.
Jednak bardziej przekonująca zdaje się inna interpreta­cja tego zdarzenia. Jakub po prostu uciekł przed porannym spotkaniem z Ezawem. Uczynił to samo, co potem zdarzyło się Dawidowi, który uciekał przed swym synem Absalomem. Obaj w nocy przeprawili się przez rzekę, chroniąc się przed nieprzyjacielem (II K. Samuelowa 17, 21-24). Bóg wysłał wtedy anioła, by zatrzymać Jakuba. Rani go i tym samym uniemożliwia dalszą ucieczkę. Kim więc był anioł? „Jakie jest imię twoje?” - pytał Jakub. Miał to być archa­nioł Michał, któremu towarzyszył cały zastęp anielski. Wal­czyli z taką intensywnością, że kurz podniósł się do Tronu Niebieskiego (Chulin 9la).
A gdy nastał poranek, Jakub mimo rany zachował nadal siły i Michał poprosił, by go pu­ścił.
Miał bowiem udać się do Nieba i poprowadzić chór aniel­ski. Jakub zażądał wpierw błogosławieństwa, mówiąc: „Anio­łowie, którzy odwiedzili Abrahama, nie odeszli od niego, nie pobłogosławiwszy go wprzódy”. Archanioł bronił się nadal przed żądaniem Jakuba, nie chcąc ujawnić tajemnic Boga, by wreszcie ulec, błogosławiąc swego przeciwnika. Ujawnił jego nowe imię, a na koniec rzekł: „Niechaj Bóg sprawi, by dzieci twoje były tak samo pobożne jak ty”.

Dlaczego Bóg wysyła anioła? Odpowiedź jest już w mia­rę oczywista. Jakub sam chciał spotkania z Ezawem, wysyłając do niego posłańców, czyli swoje anioły. Chciał po­godzenia i wybaczenia grzechów. Jednak nie był pewien siebie, a tym bardziej nie mógł być pewien swego brata. Dlatego w ostatniej chwili uciekał. Walcząc z aniołem i zwyciężając go, mógł nie tylko zrozumieć, że spotkanie twarzą w twarz z bratem, jak „oglądanie Boga twarzą w twarz” (32, 31),
jest nieuniknione, ale, co więcej, po­konując anioła, mógł zyskać pewność, że wyjdzie cało z najtrudniejszej konfrontacji. Jakże Jakub miałby bać się czło­wieka, skoro - wydawałoby się, stary już - był w stanie dzielnie zmagać się z istotą nieziemską.

Jakub był sam pośród ciszy nocy, bezbronny i niespo­kojny, oddalony od wszystkich ludzi i ich spraw. Boski wysłannik walczył z Jakubem, który ścierał się już ze swo­imi wrogami i tragediami. Miejsce to nazwał praojciec Peniel. „I żem widział Boga twarzą w twarz, a zachowana jest dusza moja” (32, 30). Dotąd widział anioły we śnie. Tu zetknął się z samą ich duchową istotą. Jakub wygrał. „Mężnie (...) sobie poczynał z Aniołem, a przemógł, pła­kał i prosił go”, pisał prorok
Ozeasz (12, 4). Jego prośba o zmiłowanie, opiekę i wybaczenie została wysłuchana. Zwyciężając, stał się nowym człowiekiem. Nie był już Ja­kubem, który wyłudził błogosławieństwo, ale kimś silnym, osobnym, wybranym na księcia Boga.

Jakub otrzymuje nowe imię: Izrael, imię tego, kto wal­czył, ale nie został pokonany. Może ono znaczyć też „ksią­żęcy” lub „szlachetny” albo też „ten, kto chodzi wypro­stowany przed Bogiem”.

Wedle jeszcze innej interpretacji, imię Izrael można rozumieć: „ten, kto walczył z Bogiem”. Walka może mieć charakter fizyczny albo duchowy czy słowny, jak to ma miejsce w Księdze Hioba. Przez całą Biblię człowiek jest wezwany do wsłuchiwania się w głos Pana, w historii Hioba i Jakuba do zmagania się z Nim.
Wizja ta odbiega od tego, co typowe, i przypomina zma­gania Prometeusza z bogami. Jakub, który bije się z anio­łem, i Hiob, który spiera się z samym Bogiem, wyznaczają granice biblijnego świata. W sporze Hioba rzecz dotyczy sprawy dla Tory i judaizmu najważniejszej, a mianowicie sprawiedliwości. W zmaganiach Jakuba stawką jest istnie­nie narodu wybranego, a nocne zmagania okazują się sprawdzianem sił praojca, a tym samym zapowiedzią losu całego Izraela.
Jedno zapewne jeszcze warto dodać: Bóg, nadając to imię Swemu narodowi, miał rzec: „Jeśli pozostawię Ży­dów samych, zgubią się pośród innych narodów. Więc przywiąże do nich Moje Imię, tak by ten lud mógł przetrwać” (Jernszalmi, Taanit 2, 6).

Jednak wielu komentatorów sądzi, że Jakub walczył nie z archaniołem, ale z Samaelem, czyli Szatanem, lub z wysłannikiem brata, czy wręcz z jego aniołem stróżem. Ezaw jest przecież ojcem Rzymu i chrześcijaństwa, a te w tradycji żydowskiej są ostoją antysemityzmu. Zmaga­nie Jakuba jest zarazem zapowiedzią walki między Izra­elem a narodami tego świata, rany, które zadał mu zły anioł, będą ranami, które zadadzą wrogowie rodziny Jakuba. Jakub był sam jak Izrael: „Oto lud ten sam miesz­kać będzie, a między narody mieszać się nie będzie” (IV K. Mojżeszowa 23, 9). Znaczna część nakazów i zakazów talmudycznych zmierza ku utrzymaniu odręb­ności narodu. Tego samego wymagali rabini i mędrcy. Samotność narodu staje się znakiem jego misji i prze­znaczenia. Słowa: „widząc, że go nie mógł przemóc”, oznaczają, że wróg nie jest w stanie oddzielić Żydów od Boga. „Uderzył go w staw biodrowy” - to aluzyjne wskaza­nie na obrzezanie, czyli nakaz, który ludy tego świata będą wyjątkowo tępiły. Słowa: „wytrąciła się z stawu biodra Jakuba”, odnoszą się do tych potomków Jakuba, któ­rzy wyprą się judaizmu i jego praw.

Tak więc walka Jakuba z aniołem Ezawa jest zapowie­dzią walk, na które narażeni będą potomkowie błogosła­wionego. Czyny praojców są zapowiedzią dziejów całego narodu. Noc jest symbolem wygnania, cierpień. Zorza zna­kiem nowej epoki. Żydzi, wedle tej interpretacji - tak jak Jakub - będą atakowani, zwalczani, niszczeni, ale gdy skoń­czą się te zmagania, gdy wzejdzie zorza, gdy miną długie godziny i lata wygnania, wrogowie pobłogosławią Żydom i docenią ich wartość. Złożą hołd monoteizmowi. Jak Ezaw, uznają prawo Jakuba do ojcowskiego błogosławieństwa. Tak więc walka Jakuba z aniołem w tej koncepcji ma utwierdzać wiarę w lud wybrany, który, mimo wszystkich cierpień, nigdy nie utraci wiary w swoje ostateczne zwy­cięstwo i w sens swej odrębności. Jak Jakub, lud przejdzie przez zmagania nietknięty.

Jest jeszcze inne wyjaśnienie walki Jakuba. Któż czy cóż jest największym wrogiem człowieka, z którym toczymy najsroższe boje? Są nim złe skłonności zwane po hebrajsku jecer hara. Gdy człowiek się rodzi - czyta­my w księdze Zohar - one już na niego czekają. Stale a podstępnie próbują go usidlić, skłonić do zła, by po­tem prześladować go w świecie ducha. „We drzwiach grzech leży” (4, 7). Złe skłonności nie opuszczają nas i czekają na swoje ofiary. Dobre skłonności natomiast ujawniają się, gdy chłopiec osiąga lat trzynaście (dziew­czynka dwanaście), czyli wiek, gdy jesteśmy w stanie się oczyścić i przez dobre uczynki związać ze światem du­chowym. Od tego wieku każdemu z nas towarzyszą dwa anioły, dwie siły.
Po prawej jest jecer hatow - dobra skłon­ność, po lewej jecer hara - zła . Gdy chcemy się oczyścić, wygrywa prawy anioł, gdy ulegamy złym pokusom, martwi się lewy anioł - choć wydawać by się mogło, że po­winien się cieszyć.

Nad rzeką Jabok Jakub zmagał się z aniołem zła. Gdy zaczęło świtać, anioł poprosił, by go puścić, mówiąc, że teraz ma śpiewać pieśń przed Haszem. Jakub jednak zażą­dał błogosławieństwa. „Ty nic nie rozumiesz - rzekł anioł - przez wszystkie lata mego istnienia, od dnia, kiedy zo­stałem stworzony, nigdy nie miałem okazji śpiewać pie­śni. Teraz wreszcie ten czas nadszedł, wypuść mnie, pro­szę, bym mógł wychwalać mego Stwórcę”. Dlaczego jed­nak teraz anioł ten miał śpiewać przed Bogiem, a nie wtedy, gdy ukazał się pierwszym ludziom w postaci węża? Teraz, ponieważ wypełnił swoje zadanie i tym samym osiąg­nął pełnię swego istnienia. A na czym polega cel istnienia złych skłonności? Dają nam one możliwość korzysta­nia z wolnej woli i wybierania między dobrem i złem. Gdy­by nie było pokus, wybór dobra nie stanowiłby problemu. Jecer hara używa naszych namiętności nie tylko po to, by je sobie podporządkować, ale również po to, by wzmocnić przywiązanie do Tory. Bowiem „grzechem największym dla Żyda jest zaniedbywanie studiów.
Opinia ta znajduje uza­sadnienie w Księdze Jeremiasza, gdzie czytamy: »Dlaczego ginie ten kraj, jest wypalony jak pustynia...? A Pan rzekł: Dlatego, że porzucili moją Torę...« (9, 12-13). Wy­nika z tego, że Święty Jedyny, błogosławiony On, pomi­nął idolatrię, cudzołóstwo, przelewanie krwi, ale nie mógł nie zauważyć poniżenia Tory. (...) Bóg powiedział: jeśli tylko opuściliby Mnie, ale przestrzegaliby [studiowali] Moją Torę (...), to już to przywiodłoby ich do Mnie”
(W-kut Szimoni 282).

Gdy pokonamy złe skłonności, naucza Zohar, czynimy krok w stronę doskonałości, a zarazem - sprawiamy ra­dość złemu aniołowi. Jego cel został osiągnięty. Jakub pokonał lewego anioła po całonocnej bitwie i zapanował cał­kowicie nad swoimi pragnieniami. To właśnie było powo­dem, dla którego ów anioł chciał wychwalać Pana. Jecer hara nie pragnie - zapewniają nas mistycy - byśmy grze­szyli. Chce dać każdemu możliwość duchowego wzrostu i samodoskonalenia.

Walka toczy się nad rzeką Jabok. Również w Iliadzie mamy do czynienia z wojną toczącą się nad rzeką Mean­der. Jej złe duchy zmagają się z Achajami. Mąż, który walczy z Jakubem, zdaje się przypominać nie tylko anio­ła, ale właśnie rzecznego ducha, który nie pozwala przejść na drugą stronę. A druga strona to już sama Ziemia Obie­cana. Z Czwartej Księgi Mojżeszowej wiemy, że Jabok stał się rzeką graniczną. Izrael pobił mieczem Sychona i za­władnął jego ziemią „od Arnonu aż do Jaboku, i aż do ziemi synów Amonowych” (21, 24). Ponowne naro­dziny Jakuba jako Izraela współbrzmią z przyszłymi zwy­cięstwami jego potomków. Świętość Ziemi - Erec Izrael - wymaga świętości osób, które ją zamieszkają. Wymaga też sił i uporu. Anioł sprawdza te siły. Utwierdza poczu­cie mocy.
Nie jest to jedyny przykład walki człowieka z wysłan­nikiem Boga. Nadzwyczaj tajemniczo brzmi opowieść o Mojżeszu, któremu drogę „zabieżał Pan i chciał go za­bić”. Wtedy Cipora, jego żona, odcięła napletek swego syna i „porzuciła przed nogi jego, i rzekła: Zaprawdę, oblubieńcem krwi jesteś mi. I odszedł od niego Pan. Tedy go nazwała oblubieńcem krwi, dla obrzezania”
(II K. Mojżeszowa 4, 24-26).
W tej krytycznej chwili Moj­żesz podjął największe dzieło w historii świata: miał wy­zwolić Izraela z niewoli egipskiej, poprowadzić ku górze Synaj, by tam otrzymał Torę. Jednak, jak twierdzą komentatorzy, nawet najświetniejsza misja nie mogła go zwolnić z osobistej służby Bogu, a jej częścią był właś­nie nakaz obrzezania synów. Jeśliby nie wypełnił tego prawa, ktoś inny zapewne wypełniłby wolę Najwyższe­go - wyprowadził naród z Egiptu. Wszak Bóg ma wielu pośredników.

Walka Jakuba z aniołem ma jednak inny wymiar. Bóg grozi Mojżeszowi, lecz Jakuba Bóg sprawdza, a potem wywyższa i nadaje mu jeszcze większą rangę.
Dopełnieniem walki anioła z Jakubem jest drugie wej­ście syna Izaaka do Ziemi Obiecanej, tym razem „do Luzy, która jest w ziemi Chananejskiej” (35, 6). Tu ma naro­dzić się naród żydowski, a jego założycielem ma być po­wracający po dwudziestu latach ojciec jedenastu synów. Jakub powraca do miejsca, w którym ukazały mu się anioły i gdzie usłyszał: „Ja jestem z tobą i strzec cię będę” (28, 15). Świętość Ziemi (Erec) wymaga oczyszczenia ze wszyst­kich pozostałości dawnych wierzeń, które nabyli w Aram. Bóg nakazuje mu: „wstań, wstąp (...), a mieszkaj tam”. Wstań, a więc podnieś się, dojrzej w sensie duchowym. Mieszkaj, powróć do siebie lub oczekuj na Boże uobec­nienie. Nakazuje więc Jakub: „Odrzućcie bogi cudze, któ­rzy w pośrodku was są, a oczyśćcie się i odmieńcie szaty wasze” (35, 2). Każdy grzech jest tu nazwany nieczysto­ścią, a Tora uznaje je wszystkie za moralną skazę, plamę na duszy, która trwa, póki nie dokonamy wewnętrznego oczyszczenia. Z kolei nakaz zmiany szat znajduje analogię z wezwaniem Mojżesza przed objawieniem na Synaju, by wszyscy „wyprali swoje szaty”. Jakub buduje na wzgórzu ołtarz podobny temu, jaki zbudował Abraham - ołtarz ofiarowania.
I pojawia się Bóg pod imieniem Szadaj (również El Sza-daj błogosławił Abrahama, gdy dane mu zostało nowe imię), błogosławiąc Jakuba niemal tymi samymi słowami, które usłyszał on od swojego ojca. Zdawać się może, jak­by te dwadzieścia lat u Labana były tylko przerwą.
Jakub geograficznie i duchowo powraca tylko do przerwanej roz­mowy, choć wyruszał stąd jako samotne ja, a wracał jako ojciec, i to nie rodziny, lecz narodu, „a nawet mnóstwa narodów”. I jako ojcu narodu przydane mu zostaje nowe imię Izraela - księcia lub przywódcy.





Strach Jakuta
Zląkł się Jakub bardzo a strwożył się (32, 8).


Po dwudziestu latach spędzonych w Padan Aram Jakub z dwiema żonami, dwiema nałożnicami, jedenastoma męskimi potomkami, nieznaną licz­bą córek, niewolnikami, kozami, owcami, baranami, wiel­błądami, osłami szedł na spotkanie z ojcem i matką. Szedł do Ziemi Obiecanej. Na granicy witali go aniołowie Boży. Na początku tej wyprawy życia, gdy szedł w przeciwną stronę, „spotkał miejsce” i tam śniły mu się anioły wstę­pujące i zstępujące po drabinie. Gdy będzie witał swą zie­mię, znów pojawiają się wysłannicy Boga. Za pierwszym razem anioły widział Jakub we śnie. Tym razem dostrzegł je w pełnej świadomości. Gdy uciekał przed bratem, był sam. Teraz wracał jako człowiek żonaty i ojciec plemion Izraela. Aniołami zaczyna się i kończy parsza Tory zwana Wajece. Witające anioły miały strzec Jakuba, jak napisane jest w Psalmie: „Albowiem aniołom swoim przykazał o to­bie, aby cię strzegli na wszystkich drogach twoich”
(91, 11).
A któż jest ważniejszy - pada pytanie w jednym z midraszy - ten, kto strzeże, czy ten, kto jest strzeżony, ten, kto nosi, czy ten, kto jest niesiony? Z pewnością ten drugi i tak rzecz się ma z Jakubem. On jest większy niż ci - choć anio­łowie - którzy go spotykali.
Miejsce spotkania nazwał Machanajim, co znaczy „dwa obozy”. Pierwszym był obóz Jakuba, drugim aniołów. Spo­tkały się w ten sposób dwa światy: ludzki, ziemski, z du­chowym, Boskim.
Nie wiemy dokładnie, gdzie usytuować to miejsce. Wiemy, że istniało tam później miasto Lewi­tów i że zamieszkał w nim Dawid, gdy uciekał przed sy­nem Absalomem.
Jakub, jak jest napisane, posłał swoich aniołów do Ezawa. Słowo molach („anioł”) może mieć dwa znaczenia - wskazywać albo na wysłanników, albo na prawdziwe anioły. Część komentatorów, na przykład Raszi, twierdzi, że były to anioły. A te są czystą inteligencją stworzoną przez Boga i czasem mogą przyjąć cielesną postać. Inni twierdzą, że razem z emisariuszami szły anioły, ponieważ ludzie tak bali się swej misji, że musiały im towarzyszyć nieziemskie isto­ty.
Dał im polecenie, by rzekli: „Tak rzeczcie do pana mego Ezawa: To mówi sługa twój, Jakub...”
(32, 4).
Czy jest to tylko forma grzecznościowa, fortel, świadome obniżanie swej samooceny, by zyskać przychylność zagniewanego brata? Czy przystoi, by Jakub tak zwracał się do grzesznika?
Za swe słowa Jakub został zganiony przez samego Boga: „Ezaw szedł w innym kierunku, jednak ty wysłałeś mu uleg­łe słowa »sługa twój, Jakub«”, co rabi Huna komentuje przypowieścią o herszcie rozbójników. Spał on na skrzy­żowaniu dróg, gdy szedł tamtędy pewien człowiek. Obu­dził bandytę i rzekł: Straszne rzeczy działy się tu między nami. Rozbójnik rzucił się z pięściami na przechodnia, który krzyczał: Patrzcie na niego, znów zło się w nim obudziło. Na co odpowiedział rozbójnik: Spałem sobie w najlepsze, a ty mnie bez żadnego powodu obudziłeś.
Tak samo Święty Jedyny powiedział Jakubowi: Ezaw szedł swoją drogą, a ty wysłałeś do niego swoich emisariuszy i słowa „tak powiada sługa twój, Jakub”, przywołując dawne wspomnienia.

Najprościej można to wyjaśnić wielkim strachem Jakuba. Bał się gniewu swego brata, bo przez dwadzieścia lat wygnania żył w cieniu oszustwa, którego dokonał. Ale zapewne chodzi tu o coś więcej, o pamięć. Jakub, chcąc nie chcąc, ożywia dawne urazy, które dawno mogły już wywietrzeć z głowy jego wrogowi. Zgoda wymaga czasem zapomnienia, a nie tylko wybaczenia.

Mędrcy jawnie krytykują Jakuba. Nie tylko niepotrzeb­nie wysłał swoich posłów, ale, co gorsza, mógł w ten sposób sprawić, że Ezaw poczuje się jego panem. Współcześni interpretatorzy przywołują w tym miejscu stare powiedzenie: Ten, kto postępuje jak dziecko, zostanie pożarty przez lwy.

Kolejny midrasz jeszcze bardziej stanowczo potępia zachowanie Jakuba. Gdy tylko Jakub nazwał Ezawa „moim panem (adoni)”, Święty Jedyny, błogosławiony On, rzekł mu: Tyś się poniżył i osiem razy nazwałeś go „moim panem”. Na twe życie! Z jego potomków powo­łam ośmiu królów, którzy rządzić będą na ziemi Edomu, nim król nastanie nad Dziećmi Izraela (Bereszit Raba).
W innej jeszcze legendzie Bóg miał powiedzieć Jakubo­wi: „Bluźnisz przeciwko rzeczom świętym, kiedy nazy­wasz Ezawa panem”.

Z postępowania Jakuba Ramban wyciąga istotne wnio­ski historyczno - polityczne. Jeśli Edom utożsamimy z pa­nowaniem rzymskim (patrz: esej Błogosławieństwo dla Jakuba), to wina za upadek Drugiej Świątyni spoczywa na królach izraelskich, którzy wychodzili z wyciągniętą ręką do Rzymian.
Istnieje więc paralela między pokornym zachowaniem Jakuba i uniżonym stosunkiem władz żydowskich wobec obcej władzy świeckiej. Nie tylko obudził Jakub złego du­cha w swoim bracie, ale, co gorsza, stworzył pewien typ pokornej czy uniżonej postawy Izraelitów wobec władzy Edomitów (Rzymian czy chrześcijan). Zarzuty te są bar­dzo stanowcze i brzemienne w tysiącletnie konsekwencje.
Nie jest to jednak ocena powszechna. Istnieje sporo źródeł, które bronią Jakuba, przypisując wyższość jego dy­plomatycznej postawie. Najbardziej znana jest opowieść o Jehudzie ha-Nasim (Księciu), który żył w II wieku i spi­sał Misznę. Rabi Jehuda utrzymywał bliskie stosunki z cesarzem Antoniuszem i miał bronić interesów i praw Ży­dów. Cytowany midrasz przedstawia rozmowę wielkiego rabina z jego sekretarzem.
Rabi Jehuda ha-Nasi powiedział rabiemu Afesowi: na­pisz w moim imieniu list do cesarza Antoniusza. Ten wstał i napisał: „Od Jehudy Księcia (Nasiego) do Jego Wysoko­ści Cesarza Antoniusza”. Rabi Jehuda przeczytał list i po­darł go. Rzekł mu: Pisz: „Od twego sługi Jehudy do Jego Wysokości Cesarza Antoniusza”. Na to rabi Afes zapytał: Dlaczegóż tak się poniżasz? Rabi Jehuda odpowiedział: W czymże jestem lepszy od mojego praojca? Czyż Jakub nie powiedział: „Tak powiada twój sługa Jakub”?
Rabi Jehuda uważał, że dyplomatyczne względy wyma­gają stosowania takich form grzecznościowych. Chęć zjed­nania albo ugłaskania władzy każe wybrać czasem postawę pokorną i pełną uniżoności. XVI-wieczny rabin Sforno, mieszkający we Włoszech, porównywał takie zachowanie do trzcin, które gną się na wietrze. Dumne i gorące zachowanie zelotów z czasów Drugiej Świątyni uważał za całkowicie błędne i samoniszczące. Gdyby nie ich fana­tyzm, Świątynia nie zostałaby zniszczona. Powoływał się przy tym na Gemarę (Taanit 20a).

Jakiej nauki udziela nam werset: „Lepsze są rany od przyjaciela niż łagodne całowanie człowieka nienawidzą­cego” (Przy. Salomonowe 27, 6)? Lepsze są kląt­wy rzucane przez Achiasza z Szilo na Izraela niż błogosła­wieństwa grzesznego Balaama. Achiasz powiedział Izra­elowi: „I uderzy Pan Izraela, i zachwieje nim, jako się chwieje trzcina na wodach” (1 K. Królewska 14, 15).
Trzcina pozostaje w wodzie - odnawia się, ma wiele ko­rzeni i nawet wszystkie wiatry nie poruszą jej z miejsca, lecz tylko ją pochylą. Gdy wiatr ustaje, trzciny prostują się. Ale grzeszny Balaam, błogosławiąc, porównał ich do cedrów: „Jak cedry” (IV K. Mojżeszowa 24,6). „Wszyst­kie wiejące w świecie wiatry nie mogą pochylić cedru, ale gdy tylko zawieje wiatr z południa, wyrywa go z korzenia­mi i wywraca”.

Wedle Sforna przetrwanie narodu żydowskiego wyma­ga nie tyle postawy cedru, ile trzciny i dlatego mężne i po­tężne narody nie przetrwały, ale przetrwa naród, który chwieje się i pochyla na wietrze, lecz nie traci swoich ko­rzeni. Tak więc krótkie słowa Jakuba skierowane do Ezawa były podstawą dyskusji politycznej i ewokowały pyta­nia zasadniczej natury. Dyskusja ta trwa i nie znajdzie za­pewne swego kresu.

Zamiast odpowiedzi Jakub otrzymał wiadomość, że zbli­ża się Ezaw na czele czterystu ludzi. Zamiast słów dobrej woli szło wojsko. Wtedy bardzo się zatrwożył i rozdzielił swoje obozy, sądząc, że gdy Ezaw pobije jeden, drugi oca­leje. Miał wiele do stracenia: dzieci, żony, dobra wszela­kie. Dlaczego i czego patriarcha tak się bał? Czyżby utracił wiarę w swoich opiekuńczych aniołów? Czy nie dość mu było zapewnień Haszem: „Nie opuszczę cię”? W czym więc upatrywał siłę Ezawa - tak potężną, że mogła nawet rywalizować ze słowem Boga?
Z pewnością Jakub nie traktował obietnic Boga niczym najpewniejszej gwarancji ubezpieczeniowej. Czym innym jest ufać Haszem, czym innym mieć zaufanie do siebie, swej rzetelności i prawości. „Jak powiedział rabi Huna w imieniu rabiego Aba: »oto Jam jest z tobą«,
i napisane jest również: »Jeżeli Bóg będzie ze mną«. Co uczy nas, że nie ma dla sprawiedliwego żadnych gwarancji na tym świe­cie”. Jeden z midraszy powiada, że Jakub zdawał sobie spra­wę z tego, że Ezaw, mimo iż był czcicielem bałwanów, brał żony spośród miejscowych kobiet, to jednak miał dwie wielkie wobec Boga zasługi: dbał o rodziców i troszczył się o nich, a poza tym przebywał na Ziemi Świętej. Jakub nie był więc pewien, czy właściwie wypełnił Boże przyka­zania, a tym samym, czy chroni go Boska opieka. Wierzył, że dekrety Najwyższego są ostateczne, ale również, że los nasz zależy od naszych uczynków i że jesteśmy partnera­mi Stwórcy w tworzeniu swojego przeznaczenia. Tak samo rzecz się przecież miała z mieszkańcami Niniwy. Na świę­to Jom Kipur czytana jest właśnie opowieść o proroku Jo­naszu. Bóg wyznacza dokładną datę zburzenia miasta. Ma to nastąpić w ciągu czterdziestu dni. Jednak mieszkańcy Niniwy pokutowali, ogłosili post, a król usiadł w popiele i nakazał: „Ale się niech okryją worami ludzie i bydło, a niech do Boga gorliwie wołają, a niech się odwróci każ­dy od złej drogi swojej i od łupiestwa, które jest w ręku jego. Kto wie, jeśli się nie obróci Bóg, a nie użali się tego, nie odwróci się (...) od popędliwości gniewu swego, aby­śmy nie zginęli” (3,8-9). I tak swoim postępowaniem od­wrócili gniew Boga. Tak samo Jakub swoimi zasługami czy przewinami mógł wpłynąć na Króla Królów. Bojaźń Boża nie oznacza więc, że można i trzeba liczyć tylko na cu­downe ocalenie, lecz że należy bać się zła, bo - jak czyta­my w Przypowieściach Salomonowych - „Błogosławiony jest człowiek, który się zawsze boi [Boga]” (28, 14).

Jakub bał się nie tylko tego, że nie dopełnił swoich wobec Boga obowiązków, ale również tego, że wojna mo­gła oznaczać śmierć jego i jego najbliższych, a także śmierć brata.
Strach okazuje się w Jakubie znamieniem nie tyle tchó­rza, co bohatera. Bał się też Mojżesz króla Baszanu Oga, choć Bóg zapewnił go o swoim wsparciu. Był to strach przed śmiercią bliskich, swoją, ale przede wszystkim strach przed niewiernością Bogu.

W obronie przed Ezawem szukał Jakub ratunku na trzy sposoby: błagając Boga o pomoc (33, 9-12), uśmierzając podarunkami gniew Ezawa (33,13-20) oraz przygotowu­jąc się do wojny, gdyby najgorsze miało się wydarzyć.

Simha